Antygona, buntownicza i intymna (3/7. Przeznaczenie)

IMG_0554

 

Część 3: Przeznaczenie

Człowiek zstępuje z drzewa. Człowiek, jak drzewo, jest definiowany zarówno przez korzenie, jak i owoce. Człowiek, jak drzewo, potrzebuje elementów zewnętrznych i wewnętrznych, aby osiągnąć dojrzałość. Człowiek przypomina ten pień wyrzeźbiony przez próby, opierający się na korzeniach i rodzący owoce mniej lub bardziej piękne, mniej lub bardziej dobre… Podobieństwa między światem roślin a człowiekiem są nieskończone. Od wody, która odżywia korzenie, przez słońce podlewające owoce, po tlen wydzielany przez liście, całe to życie, które wdziera się i krąży nieodwołalnie, przypomina nam o kondycji ludzkiej. Drzewo jest metaforą rodziny. Od sadzonki do owoców i liści rozwija się metafora historii człowieka i rodziny. Jakie złe wróżki czuwały nad narodzinami rodziny Labdacides, od której pochodzi Antygona? Każdy człowiek o czystym sumieniu uznałby to za nieszczęście i patologiczne wytłumaczenie decyzji Antygony. Jak ta mała Antygona staje się tym bohaterskim owocem, rodząc się na pniu tak pełnym stygmatów i siniaków? Los smaga i prowadzi tę rodzinę w sposób nieprzerwany i nieuchwytny, aż nagle Antygona uwalnia się z tego kaftana bezpieczeństwa, uwalnia całą swoją rodzinę, rozwiązuje go i dopełnia odrzucenia przeznaczenia. Co za cud! Z daleka, uczepione gałęzi, dwa liście zawsze wydają się identyczne, ale wystarczy podejść bliżej, by dostrzec, jak bardzo się różnią.

Po co jest rodzina? W procesie powstawania Antygony. Bez rodziny nie ma Antygony. Gdyby trzeba było znaleźć przyczynę tragedii Sofoklesa, ta uwypukla pochodzenie. Aby to zrozumieć, okazuje się ono pierwotne, ale tutaj nie trzeba badać pnia rodziny Antygony, by marzyć o tym, by nigdy nie natknąć się na taki gatunek. Trzeba niemal wmówić sobie, że w toku swojej indywiduacji Antygona staje się Antygoną, nigdy nie negując swojej rodziny z powodu jej wad czy brzydoty; wręcz przeciwnie, czerpie siłę swojej indywiduacji z więzów rodzinnych. Wbrew temu, co się często mówi lub uważa, nie wystarczy zawołać: „Rodzino, nienawidzę cię!”, by stać się kimś. Ta mała Antygona równie dobrze mogłaby wyrzucić za burtę ciężar swojej rodziny. Jakże uciążliwe jest to pochodzenie! Udawanie wypadku co do swojego pochodzenia, chowanie się za fałszywą tożsamością, akceptowanie tchórzostwa jako ucieczki przed ośmieszeniem... Wszystkie te plotki, całe to zamieszanie wokół tożsamości, wydaje się być walką ego; zazdrość jako fantazja. Aby zaprzeczyć pochodzeniu, można udawać, że istnienie przeszłych wydarzeń nie zostało udowodnione, lub lepiej, że jest to przypadek, przypadek wzmocniony plotkami, to właśnie tutaj łagodzenie często okazuje się skutecznym podstępem, ponieważ nie wymaga zaprzeczenia i chętnie polega na części uczciwości, ale jeśli oszustwo pozwala oderwać się od linii, pozwala odzyskać trochę sił, by stawić czoła duchom swojego pochodzenia, które chce się ukryć przed opinią publiczną pod zasłoną niewiedzy, to tylko udaje zewnętrzność, ludzi wokół, nie oferuje ucieczki do wewnątrz, podczas spotkania z samym sobą. Często stanowi kamień węgielny strachu przed intymnością. Ponieważ intymność ujawnia. Ponieważ nieuświadomiony strach znieczula i zamyka w sobie lęk przed samym sobą, jednocześnie go negując. Iluż naszych współczesnych żyje w ten sposób ujarzmionych przez strach przed ujawnieniem? Ten sposób pozorowania osłabia tchórzostwo we wszystkich jego formach. Tchórzostwo, które pokonuje miarę milczenia, które tworzy równowagę i opiera ją na zapomnieniu o sobie, a zatem na utracie siebie, a następnie negacji siebie. Strach, który nie umiera i nie odradza się w odwadze, zwiastuje zwycięstwo końca wolności. Panowania robotów. Ismena ukrywa przed sobą zniewagę Kreona. Ismena już straciła wolność. Straciła ją dobrowolnie. Zamieniła ją na odrobinę komfortu. Boi się zobaczyć siebie, co zmusiłoby ją do wzięcia odpowiedzialności za wszystko, nawet, a zwłaszcza za to, co najgorsze. Ismena „idzie swoją drogą”, jak głosi popularne przysłowie, co oznacza, że łączy się ze swoim przeznaczeniem; Przeznaczenie istnieje, gdy porzucamy to, co nas wyzwala, i zamieniamy utraconą wolność na to, co nas alienuje. Czyż nie tego pragnie większość mężczyzn, szukając wygody? Nie wspominając o młodszej siostrze wygody: zemście. Gdyby zapytać Ismenę, jakie prawo ustanowił Kreon, odpowiedziałaby: „Nie jestem pewna”. „Król uważał, że to najlepsze dla miasta”. „Moi bracia dostali to, na co zasłużyli, zabijając się nawzajem. Wszystko dla władzy, zawsze dla władzy”. Unikałaby. Ale unik, który nie jest obraźliwy, otwiera drzwi tchórzostwu. Ismena kurczy się na myśl o ustanowieniu prawa, ponieważ pragnie tylko jednego: by nikt jej nie zadawał pytań, by ją zostawiono w spokoju. To zrozumiałe tchórzostwo, tchórzostwo, które sprawia wrażenie bycia chronionym; tchórzostwo oparte na zapomnieniu okazuje się potężnym lekarstwem w rodzinie leków psychotropowych. Ismena jest przedmiotem własnej empatii, „czuje” wszystkie oszczerstwa, całą hańbę, jaką spotyka się z jej rodziną. Chce ich uciszyć. Wszystkie te głosy, które ją oczerniają, plotkują i wyśmiewają, z jej ojca, siostry, braci… Wszystkie te głosy, nigdy nie przestaje ich słyszeć, krążą i krążą w jej głowie, nie chcą przestać, nie chcą milczeć, ach! Czego by Ismena nie dała, żeby zamilkły, żeby choć trochę zmalały… Przecież na to zasłużyła, może o to prosić, tyle wycierpiała, czyż nie zasługuje na odpoczynek? Czyż nie może być spokojna? „Strach to nicość, która staje się idealna”, jak trafnie ujął to Ernest Hello. Ukrycie pozwala na ciszę, oferując ją jako paszę, jak w nikczemnej grze w karty, gdzie ktoś stawia na szali swój najcenniejszy skarb, przybierając nonszalancką i arogancką minę. Antygona wstaje. Nie wstaje, żeby powiedzieć ludziom, żeby przestali plotkować, wstaje, bo przekroczono granicę. Kocha swoją rodzinę, po prostu dlatego, że to jej rodzina i nie wstydzi się tych, których się kocha. Więc powstaje, z obowiązku, a zatem z miłości. Obowiązek i miłość są ze sobą powiązane na dobre i na złe. Czy gałąź drzewa decyduje się odejść, aby żyć swoim życiem? Antygona odrzuca możliwość oddzielenia się od rodziny i możliwość, że jej życie mogłoby być nagrodą pocieszenia lub że jej życie można by odczuć. Antygona nigdy nie użala się nad sobą; co najwyżej w wersie 905 szepcze o tragedii swojego stanu jako kobiety-córki i o prawdzie więzów rodzinnych, o tych nierozerwalnych i niepodważalnych więzach. Antygona postępuje inaczej. Dla współczesnego człowieka jest to budujące. Nie odrzuca swoich rodziców, nie przytłacza ich. Nie używa ich jako wymówki dla swojego życiowego niepowodzenia. Nie odrzuca swojego pochodzenia w nadziei, że „stanie się osobą, którą pragnie się stać”, a jeszcze lepiej, jak w sloganie reklamowym, „osobą, którą zasługuje być”, „osobą, którą warto być”. Jak przypomina nam Christopher Lasch, wraz z nowym stylem życia, który przyniosła rewolucja przemysłowa, propagowano kult indywidualizacji, który niczym cyklon zmiótł wszystkie fundamenty, pozostawiając rodzinie jedynie okruchy. Najpierw rozumiemy porzucenie, potem pogardę, a na końcu nienawiść do rodziny, która pojawiła się w latach 60.: rodzina uniemożliwia mi bycie, uniemożliwia mi ekspresję, mój rozkwit, rodzina jest hamulcem mojej ekspresji … Rodzina ukształtowana przez wieki, ograniczona wolą mocy, chroniona jak tarcza, została zdewaluowana, wyszydzona, a nawet zniesławiona. Siła, która chroni, opiera się na pokorze. Ale pokora stała się śmieszna, dodatkowa, mdła, choć zawsze okazywała się potulna wobec wysiłku i odmawiała reakcji. Gdy tylko łobuzy szturmem zdobyły rodzinę, gdy tylko trzymały ją w swoich rękach, gdy tylko uwierzyły, że ją posiadają, wtedy jak każdy człowiek upojony zazdrością, żądza władzy zawładnęła nimi z kolei i przemieniła ich w bestie. Wbrew temu, co się często mówi lub uważa, człowiek pochodzi od innych ludzi, nie może wymyślić siebie. Jeśli wymyśli siebie, staje się znów żołędziem. Wbrew temu, co się często mówi lub uważa, wymyślanie tego, kim się jest, ma więcej wspólnego z indywiduacją niż z indywidualizmem. Przyjrzyjmy się sokowi, który krąży od korzeni do krawędzi liści... Kto na drzewie pomyślałby o przerwaniu tego cudownego obiegu? Tylko śmierć interweniuje, by oddzielić gałąź od pnia, a źródło śmierci leży równie mocno w części pnia, co w gałęzi lub liściu. Czy najgorszym wrogiem człowieka jest samoświadomość? Grecy powiedzieli to w Delfach, nikt nie mógł tego zignorować, a wszyscy kultywowali tę przepowiednię w milczeniu: Poznaj samego siebie… Ale nie za bardzo… Jak góra lodowa broniąca swojej tajemnicy, swojej zanurzonej części, nasza słabość w zrozumieniu tajników, a tym samym w uchwyceniu sensu naszego życia, migocze i zdradza nasz brak głębi. Rodzina jest źródłem, wyznacza portyk naszej pamięci. Portyk naszej pamięci ogranicza nas i wyznacza standard. Portyk pamięci ginie w zapomnieniu. Kiedy mogę powiedzieć: „Pamięci, otwórz się i powiedz mi”? Pamięć robi, co chce. Pamięć nie mówi nic wartościowego. Jeśli istnieje sposób, by pamięć przemówiła zgodnie z dobrą wolą, to musi to być sposób nadprzyrodzony, związany z utraconym geniuszem człowieka. Czy nadprzyrodzone dary, utracone dary ziemskiego raju, zniknęły na zawsze? Czy pozostają w naszym zasięgu, ale są zasłonięte? Czy te dary pojawiają się w formie epifanii w rodzinie? Czy stają się one dostępne w rodzinie poprzez olśniewające epifanie i bez naszej wiedzy? Antygona znosiła wszystko od swoich rodziców i dla nich, i robiła to, ponieważ byli jej rodzicami, a nie ona ich wybrała. Życie, które nabiera kształtu po „ tabula rasa”, przypomina życie duchów; życie, w którym zjawy nieustannie się pojawiają i dręczą, wirują i nawiedzają, to nie jest życie, to wręcz przeciwieństwo życia, to więzienie.

Sok łączy korzenie z owocami poprzez pień. Krąży, faluje, rozprzestrzenia się i oddaje się całkowicie wszystkim. Badanie soku pokazuje, co przynosi stała i dobrowolna równość, nie równość konsekwencji, ale równość przyczyn. Dając to samo każdemu dziecku, nigdy nie sprawimy, że każde dziecko będzie takie samo. Żadne drzewo nie jest takie samo. Żadna rodzina nie jest podobna. Co odróżnia życie roślinne od życia ludzkiego? Zazdrość. Czy ktoś kiedykolwiek widział, jak liść domaga się od drugiego tego, co mu się należy, lub przynajmniej tego, czego nie otrzymał, a co widział w drugim? Rodzina ludzka nie zapobiega zazdrości, ona ją kanalizuje. Sok krąży, sok jest życiem; w nas jest sok, który krąży nieustannie, Grecy nazywali go pneuma , oddechem życia, który nieustannie nas zasiewa i ożywia. W starożytnej Grecji istniał tylko jeden rodzaj przeznaczenia: ten dyktowany przez bogów. Ludzie nie decydowali o swoim własnym losie; nie mogli uwięzić siebie; Ideologia indywidualizmu jeszcze nie wypaczyła ich decyzji. Antygona wstaje, bo nie otrzymała od bogów przeciwnych nakazów. Interpretuje prawo Kreona jako zniewagę wobec praw boskich. Antygona przywdziewa tunikę pokory, wtapia się w rolę posłańca; skoro prawa boskie nie upoważniają człowieka do odmowy pogrzebu, nie może on potępić jej za to, że go zorganizowała, a gdyby sobie na to pozwolił, sam by się potępił. Antygona jest podwójnym posłańcem: swojej rodziny, od której nauczyła się szacunku, i bogów, bo uznaje ich autorytet i odczytuje ich milczenie.

Wbrew temu, co się często mówi lub wierzy, sokiem nie jest przeznaczenie, lecz życie. Przeznaczenie jest uwięzieniem życia. Wolność jest narzędziem, za pomocą którego życie najlepiej się wyraża, ale nie jest najłatwiejsze. Antygona słyszała, wspierała i broniła przeznaczenia przed swoim ojcem. Była zanurzona w przeznaczeniu od urodzenia. Nie zna innego środowiska. Edyp zamknął się w logice fatalizmu. Cofnijmy się w czasie: Lajos, biologiczny ojciec Edypa, szukając schronienia u Pelopsa po zdobyciu Teb przez Amfiona i Zetosa, porywa syna swego gospodarza, Chryzypa. Za tę zbrodnię Apollo karze Lajosa: jeśli urodzi syna, syn go zabije. Czy kiedykolwiek słyszeliśmy, jak Edyp przeklina ojca? Co sprawia, że przeznaczenie prowadzi Edypa? Reakcja. Edyp nigdy nie przestaje reagować. Ponieważ młodzi ludzie w jego wieku naśmiewali się z niego, udaje się do Delf i radzi wyroczni, by dowiedzieć się, kim są jego rodzice. Co go to obchodzi? Został wychowany przez rodziców adopcyjnych bez trudu; miał przyjemne dzieciństwo, gdyby nie te dzieci, które drwią z niego, bo nie zna swoich biologicznych rodziców. Zazdrość kieruje nim za czubek nosa. Swoimi czynami wprawia w ruch przeznaczenie. Słysząc, że zamierza zabić ojca, przeraża go, poddaje się strachowi i postanawia nie wracać do domu. Reakcja jest córką strachu, której rękawica nie została podjęta. Wyrocznia jest plagą. Mówi prawdę, tylko prawdę, ale ukrytą za zasłoną. Nigdy nie jest to prawda twarzą w twarz, jest to prawda w lustrze; w przeciwnym razie sugerowałaby intymność intuicji. Decydując się nie wracać do domu, Edyp dopełnia swojego przeznaczenia, jak się to dziś powszechnie mówi; nawet, a może zwłaszcza, jeśli nic to nie znaczy. Nie wypełnia się swego przeznaczenia, swego obowiązku do granic możliwości, lecz poddaje się swemu przeznaczeniu, trzaskając drzwiami przed wolnością. Istnieją zgody, które są równoznaczne z rewolucjami. Edyp poddaje się, wierząc, że bierze swój los we własne ręce. Poza tym, nie bierze się swego przeznaczenia we własne ręce, lecz swą wolność. Edyp ma przeznaczenie wyznaczone przez bogów, oderwanie od biologicznej rodziny i wychowanie w rodzinie adopcyjnej. Poprzez swoją reakcję ponownie łączy się ze swoją biologiczną rodziną z konsekwencjami, które znamy. Edyp w Kolonie wspaniale opowiada o tym rozczarowaniu. Edyp nie chce już widzieć; widział jak ślepiec, nadal reaguje, oślepia się własnymi rękami w nadziei, że w końcu znów zobaczy. Murowanie jest jego własnym dziełem, ale ma ze sobą córkę Antygonę, która potwierdza swoją lojalność wobec ojca i okazuje jasnowidzenie im obojgu. Przeznaczenie Edypa jest ziemskie, jego wiara nie jest zszargana, bogowie ofiarowują mu apoteozę. Wierność tworzy cenne więzy z wolnością. Antygona odrzuca przeznaczenie zaoferowane jej przez Kreona, nawet jeśli je wypełni. Zdobywa swoją wolność pozostając wierną bogom, jedynym, którzy mają władzę. Uwalnia się z więzów społeczeństwa, więzów poddania, aby potwierdzić to, w co wierzy. Antygona musi uwolnić się z więzów społeczeństwa. Mogła pogodzić się z tym dziedzictwem porażek i hańby i pozwolić łodzi płynąć z prądem. Jak Ismena. Mogła zgodzić się na posłuszeństwo edyktowi Kreona bez mówienia czegokolwiek. Uwolnienie się od więzów społecznych, by z jednej strony nie podnosić głowy, wtopić się w grupę i w rodzinę (ani Ismena, ani Eurydyka nie dają o sobie znać). Antygona jest wolna i właśnie w tym ujawnia swoją nieuchwytność. Antygona obala przeznaczenie. Zwalnia czas i nadaje mu nowe tempo. Uwiecznia każdą chwilę końca swojego życia.

Antygona czerpie najgłębszą świadomość swojego życia ze śmierci. Śmierci ojca i braci. Bogowie chcieli tych śmierci. Oburzenie jest możliwością bogów. Ludzie spełniają je dobrowolnie lub niechętnie. Edmond Jabès napisał: „Porównywanie jednego cierpienia do drugiego, nawet jeśli oba są spowodowane wspólnym złem, jest arbitralne; nie można bowiem przesądzać o zdolności istoty do cierpienia. Widzimy, jak cierpią, ale to, co widzimy, to nie cierpienie, to oni sami z nim walczą”. I znowu: „U szczytu bólu krzyk torturowanych jest jednocześnie krzykiem dzieci”. Człowiek wyraża groteskową ekspresję, gdy konfrontuje się z cierpieniem drugiego; cierpienie jest samotnością, tym bardziej gdy przypomina inne cierpienie, którego już doświadczył, jak każde cierpienie. Każde cierpienie opiera się na, utwierdza się, wierzy w jedność. „Wiem, że to boli” lub „Wiem, co czujesz” niczego nie wyrażają. Czasownik „wiedzieć”, który pojawia się nieustannie, by jasno pokazać, poprzez zazdrość, że nic nowego? Czyż nie ma już niczego do nauczenia? Ten człowiek nie cierpi, a jedynie swój własny ból w sposób powtarzający się, rozbrzmiewający echem. Nie odczuwa ani empatii, ani współczucia, poza sobą samym w pewien sposób. Myśli, że jego ból przewyższa inne cierpienia lub że ból innych nie może czekać, a tym bardziej zniweczyć tego bólu, który mu się objawia. Kieruje nim zazdrość, ponieważ zadowala go ten ból, który sprawia, że nie jest już sam w życiu ani w życiu. Antygona, po całym swoim cierpieniu, jest doskonale świadoma wyjątkowości cierpienia. W obliczu ciała brata Antygona zaczyna rozumieć, że życie jest jak rzeka, której żadna tama nie powstrzyma. Życie krąży i wdziera się, gdziekolwiek zechce; życia nie da się powstrzymać. Antygona pochowała brata po ojcu, smutek goni smutek; gniew Kreona przypieczętowuje jej decyzję o tym, by nie podlegać już władzy prawa, które jest przeciwne życiu. Życie mogłoby powoli zanikać, gdyby śmierć nie cieszyła się już należnym jej szacunkiem. Każda śmierć przywołuje kolejną śmierć. Każda śmierć przywołuje życie. W obliczu śmierci życie opowiada swoją historię; życie opowiada swoją historię, ale nie udaje już dialogu. Tylko wiedza tworzy dialog. Rodzice znają swoje dzieci, ale dzieci wiedzą o rodzicach rzeczy, których ci ostatni niekoniecznie są świadomi. Wiedza i świadomość karmią się i dzielą się sobą. Antygona towarzyszy ojcu do Kolonos. Jest świadkiem jego upadku, staje się jego jedyną podporą, staje się jego oczami, jego laską, jego rytmem, jego tętnem. Z pokolenia na pokolenie, wystawiana na próbę ponad wszelkie granice, ta rodzina poprzez relację ojciec-córka nigdy nie przestanie być upokarzana, nie tracąc przy tym czułości i godności. Ojciec i córka nie rozstają się, a Antygona nigdy nie osądza ojca w najmniejszym stopniu. Daleka od rewolucyjnej postaci, która, nie znając ani nie mogąc poprawić relacji rodzinnych, wierzy, że zmieni świat swoją reakcją, Antygona akceptuje wolność w swojej rodzinie. Powiedz mi, jak i od kogo pochodzisz, a powiem ci, kim jesteś. Pokolenia następują po sobie, cechy, znaczenie, rasa płyną w żyłach każdego członka rodziny; ten sok nabiera wielorakich cech, wielu cech, każda kreśli bruzdę w różnorodności swojej formuły krwi; niektórzy pozabijaliby się nawzajem, gdyby wiedzieli o istnieniu drugiego, inni unicestwiają się nawzajem i odradzają nieco dalej, nieco później… Znaczenie, pokrewieństwo, rasa, rodowód, tyle słów, by wyrazić charakter i cechy każdego z nich, wywarzonych w kotle nieustannych eksperymentów. Wyobraźmy sobie, co odpowiedziałaby Antygona, gdybyśmy zapytali ją o tożsamość? Kim jesteś, Antygono? Kim ty się uważasz? Co cię stanowi? Z czego składa się twoja całość? Czy odpowiedziałaby: „Jestem Antygoną, córką Edypa”? Antygona nie odpowiedziałaby, nie zrozumiałaby pytania. Tożsamość? Przeceniana, współczesna idea. Tożsamość wynika z woli mocy, która nie wypowiada swojego imienia. Przewiduje amnezję, ponieważ próbuje powstrzymać życie niczym tama. Antygona daje nam przebłysk, początek zrozumienia, czym jest życie; a życie dusi się w tożsamości. Antygona rzuca światło na ludzkie relacje. Wszystkie te przepływy, które nas konstytuują wbrew nam samym, wypływają również z nas, by tworzyć relacje między każdym z nas. Jak możemy śledzić wszystkie te przepływy? Jak możemy je zidentyfikować? Dotykamy tu bezpośrednio inteligencji: nie zdolności do przyswajania dodatkowych danych, lecz raczej zdolności do dostrzegania ich ścieżki, ich źródła i kierunku i prawdziwego bycia ich częścią. Trudność w edukacji, którą przekazujemy po jej otrzymaniu, polega na ukierunkowaniu i rozprowadzeniu jej wzdłuż ścieżki wiernej temu źródłu i temu kierunkowi. Pojęcia natury i kultury, po uszy! Zrozumienia życia, które przychodzi (zawsze z tyłu) i życia, które przychodzi (zawsze bez słowa) nie można utożsamić wyłącznie z naszym bytem i naszą edukacją. Jesteśmy czymś znacznie więcej niż prostym dodatkiem, jesteśmy alchemią. Antygona, stojąc twarzą do szczątków Polinejkesa, zdaje sobie z tego sprawę; Widzi kosmogonię swojej rodziny, czuje ciężar przeszłości i projektuje tę siłę w przyszłość. Nic nie może jej powstrzymać. Jak można zatrzymać wspomnienie? Każdy gest mówi o przeszłości i przywołuje upokorzenie, każdy gest mówi o przyszłości z jej domieszką przypadku i niepewności. Czy powinniśmy zatrzymać się na jednym czy drugim? Życie się nie zatrzymuje. Jeśli jest coś, czego życie nie umie robić, to jest to zatrzymanie się. Więc trwa. I w każdym życiu każdy gest może stać się falą smutku. Każdy gest, nawet najbardziej niewinny, atakuje naszą dobrą naturę i podważa ją. Składa się z chwil łaski i chwil bardziej niewinnych. Czym byłyby chwile łaski bez chwil niewinnych? Refren. Fala nigdy nie jest refrenem. Żadna fala nie jest taka sama jak inna… Życie przepływa przez nas. Wiara, że je posiadamy, jest złudzeniem; nie jesteśmy nawet jego strażnikami. Cóż za lekcja pokory! Antygona bardzo wcześnie przyjmuje to zrozumienie. Musimy być sobą, szanować siebie. Jesteśmy przewodnikiem elektrycznym życia, pozwalamy na jego przemianę. Klucz do godności ma tę cenę. Siebie samego, korzeń, liść, pień i sok. Stojąc twarzą w twarz ze zwłokami Polinejkesa podczas ceremonii pogrzebowej, Antygona to rozumie. Antygona nigdy nie jest ogarnięta opuszczeniem, a przynajmniej Sofokles tego nie okazuje, nie mówi; opuszczenie utwierdza się jako synonim nędzy: czyż może być większa nędza niż być samotnym, absolutnie samotnym, samotnym na wieki; a życie trwa wieczność, gdy jest się samotnym. Wraz ze śmiercią Polinejkesa Antygona mierzy się z tą samotnością. Wiersz 905 jest tutaj wyjaśniony. Musimy przekazywać wiedzę, mała Antygona pragnęła przekazać wiedzę, ona, która tak wiele z niej skorzystała, ale co, jeśli nie ma komu przekazać wiedzy? W obliczu śmierci, w obliczu nieobecności, w obliczu cierpienia, co pozostaje? Samotność wgryza się w kości. Co pozostaje, gdy nic nie pozostaje?

„Kto woła? Nikt. Kto woła ponownie? Jego własny głos, którego nie rozpoznaje i myli z tym, który zamilkł”.  1 Skąd mówisz? Stoję u twego boku i nic, nikt, nigdy nie będzie w stanie mi tego odmówić ani zmusić mnie do ruchu. W Antygonie jest podwójny ruch; nic nie jest ustalone; jest ruch permanentny, bo jest wiecznie wypełniona życiem, sokiem, który nawadnia, wnika, okrąża i przedłuża. Jestem u twego boku, jestem tutaj, na swoim miejscu, i nic i nikt nie może mi powiedzieć: „nie jesteś na swoim miejscu” lub „nie powinnaś tu być”. Antygona łączy dla Polinejkesa postaci matki i siostry. Stoję u twego boku, ponieważ znajduję legitymację w byciu tam i nigdzie indziej. Całe podejście Antygony można by streścić w tej formule. Wyzywa Kreona, oddaje cześć zmarłemu bratu i staje przed królem, powtarzając tę samą frazę, która jest koncepcją. Jestem u twego boku, mówi do Polinejkesa, nie bój się, nie bój się ciemności, która cię otacza, nie myśl już o tym, co zrobiłeś źle lub czego nie zrobiłeś, całe życie zawiera niespełnione obietnice, wyrzuty… nie bój się, nie bój się już. Pozwól życiu przepłynąć przez ciebie, pozwól mu cię przemienić, jesteś przewoźnikiem, życie przyszło do ciebie, wchłonąłeś je, ono kontynuuje swoją drogę teraz, gdy jesteś martwy, pozwól nam zaznaczyć białym kamieniem koniec twojego życia na ziemi, początek innego życia, początek czegoś innego. Nie bój się niczego. Jestem tutaj… Tak więc serce kurczy się i rozszerza, puszczając to życie, wpajając ten charakter i cechy, które czynią życie, nie mogą pochodzić z reakcji, reakcja zablokowałaby ogień życia. Jak przyjmować i przekazywać, nie chcąc przyjmować i przekazywać? Jak żyć w tej trwałej inności? To trwałe kształtowanie, w którym cofanie jest tak samo ważne jak działanie. Śmierć Polinejkesa orkiestruje w Antygonie brak jaźni i zrozumienie jaźni. Każda śmierć prowokuje inność, zmusza do wyjścia poza siebie, by znów być sobą, ale kimś innym. Wszystko się zmieniło, nic już nie znaczy dokładnie to samo, wszystko się zmieniło, a jednak wszystko jest takie samo. Rodzina ukrywa tę inność i skłania swoich członków do przeżywania jej i akceptowania. Żadna przyczyna buntu nie jest jej obca. Antygona nie narzeka na niedojrzałego, gniewnego czy prostackiego ojca. Antygona nie lituje się nad ojcem, nie widzimy, by żałowała kazirodztwa, skandalu, zniewagi… Antygona, po odprawieniu ceremonii pogrzebowej brata, staje u jego boku, niezależnie od tego, kim był jej brat, co zrobił, jakie popełnił błędy, o co mógł być oskarżony… Miłość nie stawia takich warunków. Z perspektywy swojego miejsca i czasu Antygona zbiera i konkretyzuje całość swojego rodu. Musimy zaakceptować odkrycie skarbu, zrozumieć go i uznać, że nie należy on do nas. To właśnie czyni Antygona. Ona stoi obok swego brata i jeśli przyjęła zniewagi życia, odrzuca zniewagę mężczyzny. Zrozummy jasno, dla Antygony, tak jak dla Greków jej czasów, zniewagi życia noszą sygnaturę bogów. Można się zbuntować przeciwko tym zniewagom, ale jeśli bogowie zechcą, te zniewagi zostaną spełnione. Ludzkie środki są ograniczone w obliczu bogów, a wszelkie wysiłki okazują się daremne. Z drugiej strony, nie do pomyślenia jest, aby człowiek, kimkolwiek by był, królem czy żebrakiem, mógł powiedzieć, co jest, a co nie jest, co się dzieje, a co nie. Nie do pomyślenia jest, aby nie powstać w obliczu zniewagi mężczyzny, bo zniewaga nie jest ludzka. Albo żąda on zadośćuczynienia. Antygona odrzuca prawo Kreona, ponieważ to prawo dodaje zniewagę do zniewagi, a jego natura przekracza moc Kreona. Przekracza jego moc. Antygona zniosła autorytet bogów poprzez stygmaty swojej rodziny; przeciwstawia się komuś, kto ingeruje w życie, komuś, kto nie żyje, kto wydaje się żyć. Kreon, wspierając władzę, przeobraził się w rodzaj automatu. Kreon utracił poczucie swojego pochodzenia; powinien pamiętać, że zostaje królem po Edypie, że bez Edypa prawdopodobnie nigdy nie objąłby tej pozycji; powinien pamiętać, skąd pochodzi, ponieważ jest z rodu Edypa, a nawet jeśli ród był często powszechny w tamtych czasach, wyłania się z rasy wspólnej Polinejkesowi i Antygonie. Z tego samego rodu rodzą się zatem dwie gałęzie: Kreon, który wierzy w swoje przeznaczenie, który robi to, co mówi, który dekretuje i wzmacnia społeczeństwo, hamuje dekadencję, zmusza wszystkich w sumieniu do posłuszeństwa nowym zasadom, ale który zatrzymuje życie w pewien sposób, który wierzy, że może je naprawić, zrobić z nim, co chce, samym aktem swojej woli; Kreon odmawia identyfikacji różnych przepływów, centralizując życie. Od chwili, gdy przejmuje dowodzenie, oddala się od rozeznania, ponieważ myśląc o nim jako o akcie woli, horyzontalizuje funkcję przywódcy, uważa się za pana wszystkiego i wszystkich. Kreon przerywa przepływ życia, decydując się na jego kontrolę; wchodzi do tunelu, który sam zbudował, do swojego więzienia, do swojego zamurowania, i wmawia sobie, że ma przeznaczenie… Przeznaczenie tak łatwo przybiera cechy tożsamości, a poszukiwanie tożsamości cechy przynęty, poszukiwania siebie w obliczu innych. Jedno i drugie więzi. Tak łatwo jest ulec pokusie przeznaczenia, poczuć się w nim swobodnie, komfortowo. Indywidualizm powoduje śmierć duszy. Więzienie i wolność ukazują się jako opcje dla ludzkiego życia. Antygona wybiera wolność, co prowadzi ją do śmierci, co okazuje się anegdotą, ponieważ wybrała wolność, obowiązek i miłość, nie poddała się i gdy tylko zrozumiała swoje powołanie, przeraziła Kreona i zamroziła go w jego przeznaczeniu. Kiedy nadarzy się okazja ucieczki, nie zazna już poczucia wolności. Skryje własne nieszczęście, które uwięzi go żywcem do końca świata. Antygona, krucha i straszliwa, zwycięska i pokorna, stojąc obok szczątków brata, ojca, rodziny, zatrzymuje czas. Stoi. Unieważnia mechaniczny ruch, który życie czasem potrafi przyjąć. Antygona jest wolna, ponieważ wolność jest nieustannie zdobywana, trafniej byłoby powiedzieć, że Antygona wyzwala się, ponieważ nigdy nie przestajemy się wyzwalać i uczyć się wyzwalać. Wolność jest darem najbardziej stłumionym, ponieważ wolność jest prawdą, jest najlepszą interpretatorką życia. Okiełzna przeznaczenie i wzywa nas, byśmy stali się czymś więcej niż sobą.

  1. Louis-René des Forêts. Ostinato

Więcej informacji znajdziesz na blogu Emmanuela L. Di Rossettiego

Zapisz się, aby otrzymywać najnowsze wpisy na swój adres e-mail.

Dodaj komentarz

Ta strona używa Akismet do redukcji spamu. Dowiedz się, jak przetwarzane są dane z Twoich komentarzy .