Antygona, buntownicza i intymna (4/7. Wolność)

img_0012

Antygona nie ożyła o zmierzchu. Antygona narodziła się wraz ze świtem. To o świcie Antygona staje się anty , co oznacza „stanąć twarzą w twarz” , a nie „ przeciw” . Podczas odpływu armii argiwskiej Antygona wyłania się z cienia, w którym mogłaby przebywać całe życie, nie po to, by jak jej ojciec rozwiązać zagadkę sfinksa, nie po to, by rozwiązać zagadkę etapów życia, lecz by wypełnić przestrzeń między nimi. Edyp zdzierał skórę, paznokcie, paliczki. Zmierzch opisuje niepewny stan zarówno rano, jak i wieczorem. Antygona wschodzi wraz z dniem, wraz ze świtem, gdy wolność ożywa, a zatem i ciało.

„Moja krew, moja siostro, moja droga”. Antygona nie próbuje namawiać Ismeny, wylewa swoje serce. Ożywia pamięć. Nawet jeśli tłumaczenie słowa „krew” okazuje się nieprecyzyjne po francusku i bardziej wierne tłumaczenie byłoby lepsze, rodzeństwo. „Moja krew” odnosi się do krwi braci, „moja krew”, ty, Ismeno, Eteoklesie i Polinejkesie, wszyscy równi bracia i dlatego wszyscy wiedzą, że w żyłach każdego z nich płynie ta sama krew. „Moja krew, ty jesteś moją krwią, a ty moją siostrą, moją krwią również, moja droga siostro”. Antygona nikogo nie namawia, wrze. Jej krew wrze w żyłach. „Znasz wszystkie nieszczęścia, które Edyp zostawił swojej rodzinie”. Antygona przychodzi, by ocalić pamięć, przychodzi, by powiedzieć to, co jest znane, lub co musi być znane, ale mogło zostać zapomniane, pogrzebane, odłożone… W tym wprowadzającym dialogu Antygona pragnie zacieśnić więzi, nawet jeśli nie wierzy, że jest to konieczne w tym sensie, że jest to tak oczywiste, tak pewne… ale krew ją zalewa, bo wszystko, co ją stanowi, wszystko, co sprawia, że Antygona, córka Edypa, drży na myśl o trwającym gwałcie, wyroku Kreona. „Znasz wszystkie nieszczęścia, które Edyp przekazał swojej rodzinie. Ale czy znasz choć jedną, której Zeus nie chce dopełnić za naszego życia?” Antygona wciska swoją decyzję Ismenie w twarz i wydaje się całkiem pewne, że nie rozumie niedowierzania, które maluje się na twarzy jej siostry. Wygląda na to, że Ismena jeszcze nie zna dekretu Kreona. Wygląda na to, że zna. I niedopuszczalne byłoby rozpoczęcie tragedii od próby intencji. Ismena nie wiedziała o dekrecie zakazującym oddawania honorów pogrzebowych Polinejkesowi. Antygona więc ją o tym informuje. Ismena nic o tym nie wie. Czy nic nie słyszała? Czy nic nie chciała słyszeć? Tak samo jest w jej przypadku, aż za dobrze zna nieszczęścia swojej rodziny i nie potrzebuje, by Antygona jej o nich przypominała. Ale Antygona przygotowała swój efekt, wyrwała Ismenę spod pierwszego światła pałacu w Tebach, zabrała ją niemal siłą, Przypomniał jej o tym, co ich łączyło, a zatem powinno ich również łączyć, by w końcu przekazać jej wyrok Kreona, ten nowy wstyd dla rodziny Edypa, tę zniewagę, to oszczerstwo, tę zniewagę. Krew w Antygonie wrze, bo zniewaga na ziemi rozbrzmiewa wśród bogów. „Wiesz, jakie nieszczęścia Edyp przekazał swojej rodzinie. Ale czy znasz choć jedną, której Zeus nie chce dopełnić tutaj, za naszego życia?” Zeus i starożytni bogowie pojawiają się w drugim wersecie. Antygona konfrontuje się z Ismeną jako strażniczką piorunów. Żadne słowo, żaden przymiotnik nie jest wystarczająco mocny, by pokazać jej siostrze, jak bogowie są oburzeni tym dekretem i że należy go bezwzględnie zwalczać. „Polinejkesowi, temu biednemu zmarłemu, obywatele, jak się zdaje, nie mogą dać jego zwłokom ani grobu, ani lamentów: zostaną tam pozostawione, bez łez i pochówku, jako wspaniała zdobycz ofiarowana głodnym ptakom polującym na zwierzynę”. W starożytnej Grecji, w postaci wiecznego spoczynku, jeśli nie niebiańskiego miejsca, istniała już cudowna i kojąca idea miejsca po śmierci, które nie jest jeszcze pocieszeniem; idea, której naszemu współczesnemu światu bardzo brakuje. Antygona precyzuje tę pocieszenie w każdym ze swoich wersów; ta idea da jej siłę, by walczyć zębami i pazurami z nowym królem, nie czując się przytłoczonym. Najmniejszego strachu. Antygona chciałaby znaleźć tę samą śmiałość, tę samą zuchwałość w oczach siostry, gdy skończy jej wyjaśniać sytuację. „I to właśnie – zapewniam – zakazałby nam szlachetny Kreon, tobie i mnie – to znaczy mnie! Przyszedłby nawet osobiście, by wyraźnie wygłosić swoją obronę, dla tych, którzy jeszcze o tym nie wiedzą. Ach! On nie lekceważy sprawy: buntownikom obiecuje śmierć, ukamienowanie w mieście! Znasz fakty: myślę, że bezzwłocznie nam pokażesz, czy jesteś godna swojej krwi, czy też, córko dzielnych mężów, masz serce tchórza”. Słowa Antygony skierowane do siostry mają być ostateczne; znajdą oddźwięk jedynie w relatywizmie; zazdrość w jej współczesnej formie.

Tragedia Antygony uczy cech i wad, które ludzie nieustannie na nowo przeżywają, często doświadczając ich, jakby były nowe. Zatem niesłuszne byłoby stawianie się w obozie, lekceważenie wad jednego czy drugiego, uważanie się choćby na chwilę za lepszego. Głównym celem społeczeństw hierarchicznych było zapobieganie temu – za pomocą wszelkiego rodzaju skomplikowanych mechanizmów budowały i wzmacniały tamę chroniącą przed zazdrością. Pomiędzy Antygoną a Ismeną nie ma kwestii wyboru. Co więcej, Sofokles mistrzowsko bawi się zwierciadłami, które odbijają, i każda z nich, każda postać, która krzyżuje swoje ścieżki, znajduje przed sobą formę sobowtóra, która przypomina jej o sobie i sprawia, że czuje oddech tego, kim jest, kim mogła być, kim się stanie, i czytelnik nie uniknie tego ćwiczenia. Ismena, osaczona przez siostrę, najpierw pogrąża się ciałem i duszą w zaprzeczeniu. Nie wiemy, czy jest to uzasadnione, czy nie, ale załóżmy, że jest uzasadnione. Ismena nic nie wie; jest niemal jak trzy małe małpki. A im bardziej Antygona ją naciska, tym bardziej się wycofuje. To, że oczekujemy czegoś z całej siły, nie oznacza, że realizacja tego nie zaskakuje. Wręcz przeciwnie. Po raz kolejny to podstęp, bluźnierstwo. Intelektualna pociecha okazuje się najohydniejszą z pociech, ponieważ umysł, który przestaje konfrontować się z samym sobą, rozkoszuje się swoimi osiągnięciami i to tak bardzo, że staje się usypiający; rodzaj ideologii. Ismena, aż do tej chwili, gdy Antygona przychodzi, by wziąć ją za rękę i odciągnąć od uszu pałacu, żyła w intelektualnej wygodzie. Znalazła schronienie, gdy tylko usłyszała pierwsze odgłosy walki, w mieście. Wiedziała, powiedziano jej, wyszydzano ją, że jej dwaj bracia walczą, jeden z armią Argos, drugi w imieniu Teb. O władzę. Ismena twierdzi, że nie wie, o czym mówi Antygona, gdy pyta ją o edykt Kreona. Okazuje smutek, którego nie da się udawać. Opłakuje swoich braci, ale opłakuje ich w duchu. W sferze prywatnej ,  która jest jedynie emanacją indywidualizmu. Ismena jest łagodna, opłakuje swoich braci w sercu; nie chce okazywać swojego bólu na zewnątrz. Nie chce znosić podłości innych. Przypomina Antygonie: „Ale nie! O tych, których kochamy, nie słyszałam niczego, Antygono, niczego, co by ukoiło lub zaostrzyło mój ból, od chwili, gdy obie straciłyśmy naszych braci, zabitych w ciągu jednego dnia podwójnym ciosem”. Ismena jest zdumiona lub udaje zdumioną i zwija się w kłębek niczym krab pustelnik. Antygona wyjawia jej prawo Kreona i kończy to zdanie z nieskrywaną groźbą: „Znasz fakty: myślę, że bezzwłocznie nam pokażesz, czy jesteś godna swojej krwi, czy też, córko dzielnych mężów, jesteś tylko sercem tchórza”. Antygona wierzy, że nie pozostawia siostrze ucieczki. Antygona odrzuca wszelkie kompromisy, grzmi, bo wzywa ją nagły wypadek. Ale odsunęła się od siostry. Ismena nie odczuwa bólu tak jak Antygona. Ismena odczuwa ból jako dodatkowy ból, mając nadzieję, że nie będzie go więcej, że to wystarczy. Ismena marzy o idealnym spokoju, gdzie nic już nie poruszy wiatru, nie poruszy gałęzi drzew, ani nie zmarszczy powierzchni wody. Ismena wierzy, że życie jest chorobą, a jej lekarstwem jest ukojenie. Ismena nie jest tchórzem, a przynajmniej nie takim, jakim mówi jej Antygona. Strach nie jest główną siłą napędową jej stylu życia, być może drugą, która nią kieruje, to poszukiwanie pokoju za wszelką cenę, to pragnienie uniknięcia konfliktu, położenia kresu hałasowi i odrażającej naturze jej życia i jej imienia, znajduje swój finał w jej poczuciu bezsilności. Ismena cofa się nawet do ich historii, potępiając wszystkie zbrodnie popełnione przez ich rodzinę. Przywołuje wszystkie siły, które stoją między nimi a czynem: nie ma siły, by stawić czoła królowi, jej rodzina już tyle wycierpiała, że trzeba rozważyć zapomnienie wszystkiego, a nawet pogrzebanie wszystkiego, bo to działania ojca doprowadziły nas do tego miejsca… „Ja w każdym razie proszę zmarłych pod ziemią o wyrozumiałość, bo ja przecież ulegam sile; lecz zamierzam być posłuszna ustanowionym władzom. Próżne gesty są głupotą”. Odwagi wymaga również konfrontacja z Antygoną. Ismena wyznaje swoją filozofię: ulega sile i ściąga na siebie gniew Antygony, która nie uznaje żadnej siły poza siłą bogów. W tym momencie Antygona w swojej mowie odciska ideę życia po śmierci: Ismena myśli o straszliwej śmierci, ukamienowaniu, karze Kreona, nie chce, by cokolwiek na świecie dodawało zniewagi do zniewagi, pragnie stłumić zniewagę w zarodku; Antygona ze swej strony myśli już o życiu pozagrobowym, o wiecznym spoczynku: „Czyż nie powinnam dłużej zadowalać tych na dole niż tych tutaj, skoro tam będę spoczywać na wieki? Czyń, co ci się podoba, i nadal gardź wszystkim, co jest cenione wśród bogów”. Ismena przyznaje się wtedy do poczucia niezdolności do działania i do przeciwstawienia się swojemu miastu, tylko po to, by usłyszeć, że kryje się za tym pretekstem . Antygona boi się Ismeny, nie chce już rozmawiać z kimś, kto się boi, ponieważ Antygona dawno temu przezwyciężyła swój strach i zmiata wszystko, co go przypomina, nawet z daleka. Antygona jest daleka od strachu, którego nigdy już nie okazuje, ponieważ wykorzystuje strach, by działać, jej strach jest wchłaniany przez sam akt działania, jest jego siłą napędową, a może także paliwem.

Strach jest wszędzie. Inauguruje mowę, myśl, działanie… Decyduje o tym, z jakiego materiału robota zostaniemy stworzeni. Nigdy nie przestajemy sztywnieć, rozglądać się z ukosa, reagować; działamy tylko przez ułamek sekundy dziennie, miesięcznie, rocznie, w życiu… Reakcja więzi nas i kieruje nasze kroki ku szafotowi wolności. Cóż za marnotrawstwo! Gdy strach werbuje nas pod wpływem natchnionego działania, przestajemy dostrzegać, jak bardzo jesteśmy więźniami, i tracimy smak płynięcia pod prąd, by znaleźć przyczyny. Antygona wyraża ten smak, by nie zatracić przekazu, by nie żyć między teraźniejszością przypominającą wieczną codzienność a przyszłością zabarwioną aureolą magii, rządzoną zatem przez technologię, która zawsze pragnie być bardziej obiecująca. Musimy stawić czoła strachowi. Musimy go przestraszyć. Bo strach jest strachem. Strach ukazuje się niczym hologram zła; Stawić mu czoła to stawić mu czoła, spojrzeć mu w oczy i rozkazać mu zająć miejsce w wesołym miasteczku. Nasz umysł reprezentuje zło, aklimatyzując się do jego obecności, by uczynić go w myślach wrażliwym, komfortowym, nieszkodliwym, a zło rzutuje swój atut, swój hologram – strach. Nie trzeba być silnym, inteligentnym ani bogatym, istnieje tylko jeden sposób na przeciwstawienie się strachowi, a ten sposób jest zakorzeniony w samoświadomości. Tożsamość zanurza się w sercu strachu – czy powinniśmy rzucić kośćmi, by uczynić go pozytywnym, czy negatywnym? To lustro, które Sofokles stawia przed każdym ze swoich bohaterów, pozwala mu nigdy nie osądzać człowieka, którego poniża lub wywyższa, ponieważ każdy może wznieść się lub upaść, każdy może się ujawnić, a w najbardziej nieoczekiwanym momencie to lustro ujawnia również najmniejsze defekty, najmniejsze blizny, najmniejszą skazę… wszystko przechodzi przez sito, sito wydarzeń i w ten sposób ten, który daje się prowadzić wydarzeniom, wierząc, że to on je prowadzi, reakcjonista, może skrywać nieocenione cechy, które zniszczy… żadne zapewnienie nie daje gwarancji w obliczu strachu. Bo strach również uwodzi. Fanatyk przeciwstawi się strachowi, a nawet zaśmieje mu się w twarz. Będzie z niego drwił. Fanatyk znajdzie wszelkie sposoby, by stawić czoła strachowi. Co gorsza, będzie się nim rozkoszował. To właśnie czyni go rozpoznawalnym, jest opętany. Nikt nie śmieje się ze strachu, z wyjątkiem fanatyka, który uczestniczy w strachu. Ten, kto opiera się na tym, co wie o sobie, stawia czoła strachowi, ponieważ musi, a nie dlatego, że chce lub że go to podnieca; przeciwstawia się strachowi i otchłani, która otwiera się za nim, ponieważ zamieszkuje go nieumiarkowany smak, odurzająca esencja, obowiązek służenia, obrony tego, co uważa za słuszne: wolności. Ta cecha, która nigdy nie zniknie z ludzkiego radaru, ta cecha, która zawsze jest przestarzała, zawsze w jakiś sposób bezużyteczna, bezwartościowa w nowoczesnym sensie, że nic nie przynosi, ta cecha, na której mimo wszystko opiera się historia ludzkości. Fanatyk depcze wolność, i rozpoznajemy go również po tym geście. Ten, kto działa kierując się samoświadomością, wie, że wolność to najlepszy i jedyny sposób, by być po imieniu z boskością. Wreszcie. Ponownie.

Dwie siostry stają naprzeciw siebie, patrząc z jednej i drugiej strony dwustronnego lustra. Antygona widzi, jak szczątki jej brata wydawane są dzikim zwierzętom. Ismena widzi siebie ukamienowaną przez Kreona. Jak można wyrazić winę? Jak można oskarżać? W porównaniu z drzewem kryje się istotna różnica: zakorzenienie w człowieku nie jest tym samym, co bycie zasadzonym. Człowiek się porusza. Tam, gdzie drzewo od początku zna swój skrawek i nie chce się ruszyć, człowiek nieustannie odkrywa przestrzeń i ją przekracza. Ismena jest zasadzona, ponieważ zasadziła samą siebie! Znalazła kruchą równowagę i nie chce się już ruszyć. Akceptuje, że nie chce się już ruszyć, odmawia podejmowania ryzyka. Nie chodzi jednak o rzucanie wyzwania życiu z miłości do ryzyka czy dla adrenaliny, to byłaby po prostu kolejna forma nieszczęścia. Ismena była miotana. Może to ona najbardziej ucierpiała z powodu rodziny? Kto wie? Po próbach Ismena zgarbiła się, rozpłynęła w krajobrazie, pragnie teraz jedynie anonimowości; stać się rodzajem ducha. Czyż nie jest coś godnego podziwu w staniu się duchem za życia? Władanie sztuką udawania, by stać się niewidzialnym. Człowiek, który nie jest już istotą, wyzwolony od swego stwórcy, szuka słów, mamrocze definicje swego stanu, które tworzą tak wiele więzień. Ismena graniczy ze szczęściem, gdy graniczy z anonimowością, spokojem, odpoczynkiem. Ismena walczyła w swoim codziennym życiu, by osiągnąć życie, które jest jej. Ismena nie uosabia jedynie tchórza. Strach odgrywa swoją rolę i stanowi czynnik przykładowy poprzez utratę własności. Utrata statusu lub poziomu społecznego jest silniejsza. Ismena przyzwyczaiła się do swojego statusu społecznego, walczyła, by go osiągnąć, nie może się od niego oddzielić, nie może wyrzec się wszystkiego. Dialog między Ismeną a Antygoną sprowadza się do sporu o bycie i posiadanie; sporu powtarzanego wielokrotnie, za każdym razem z podobnym rezultatem. Ismena wierzy, że może zdystansować się od swojej rodziny i rasy, którą ona reprezentuje, niczym od kufra, który może otworzyć, ale przede wszystkim zamknąć, kiedy zechce. Antygona zapewnia ją, że jest jednością z rodziną, że nie może wybierać tego, co jej odpowiada, i porzucać tego, co jej nie odpowiada.

Antygona uosabia bunt. Buntownik przeciwstawia się wygodzie i tyranom. „Nie może nie”, jak pięknie ujął to Pierre Boutang.  Dla człowieka nie ma rzeczy niemożliwych i to właśnie stanowi o jego zadziwieniu, jak powie chór w trakcie tragedii. Antygona przeciwstawia się temu, co próbuje go stłumić. Znajomość serca człowieka, nieskończoności jego kondycji (która nie jest poznaniem nieskończoności jego możliwości, lecz raczej wyobrażeniem sobie głębi, do której może sięgnąć) zobowiązuje nas do nieustannego stawania w jego obronie. Zapomnienie o możliwościach człowieka pozwala nam pozostać w bezruchu i pozostać w pozycji siedzącej, by obserwować masakrę, jakby była widowiskiem, rozkoszując się jednocześnie prywatną sferą bycia poza areną. Wyjaśnianie świata bez uwzględniania nieoczekiwanego i irracjonalnego, nie wspominając o duchowości, sprowadza się do nadania władzy pierwszoplanowej, głównej roli. Buntownik bardziej niż czegokolwiek nienawidzi „teorii, które mają na celu logiczne i bezbłędne wyjaśnienie świata”. 1 Antygona, przeciwstawiając się Kreonowi, biczując Ismenę, znajduje się sama, z przepaścią pod stopami; ta przepaść, ta przepaść, ta otchłań, zapowiada wolność. „Buntownikiem jest zatem każdy, kto z mocy natury zostaje umieszczony w relacji z wolnością, relacji, która z czasem prowadzi go do buntu przeciwko automatyzmowi i do odmowy uznania jego etycznej konsekwencji, fatalizmu”. 2 Jeśli buntownik może mieć w ten sposób jednego lub dwóch towarzyszy, jego czyn izoluje go i odcina. Antygona stoi sama, stając; staje się samotniczką, w takim przypadku żadna kara ze strony Kreona nie może jej przestraszyć ani zmartwić. Ismena, osłonięta wygodą i strachem, nie potrafi zrozumieć nadejście siostry, ani wtedy, gdy ta ją odrzuca, ani później, gdy próbuje się jej trzymać, rozumiejąc mimo wszystko, że dzieje się tu coś istotnego, co odnawia serce człowieka, czerpiąc z niego niespodziewaną siłę zdolną zmienić oblicze świata.

Jak wytłumaczyć strach Ismeny? Ismena zabrania Antygonie pogrzebania brata, sprzeciwienia się rozkazowi Kreona, z obawy przed represjami, jakich nowy władca mógłby się spodziewać. Czy to strach rozkazuje poprzez strach przed karą, czy też strach przed utratą intelektualnego komfortu, którym cieszy się Ismena? Musimy być ostrożni i nie wierzyć, że tylko bogaci odczuwają utratę dóbr materialnych lub kulturalnych. To, o co walczyliśmy, co gromadzimy, o co walczyliśmy, nawet w skromny sposób, jest w nas wyryte jako rezultat tytanicznych zmagań wygranych wbrew niebezpieczeństwu. Na wszystkich poziomach społeczeństwa utrata zdobytego komfortu powoduje wstrząs, na który nikt nie jest przygotowany. Złote przeznaczenie, ogłaszane pod osłoną technologii, nie może oprzeć się zniewagom. Współczesny projekt chce, abyśmy uwierzyli, że to, co zdobyte, jest zdobyte, mimo że żyjemy w świecie, w którym króluje ulotność. Dialog otwierający „Antygonę” między dwiema siostrami opowiada o genezie Antygony, która również staje w obliczu anomii swojej siostry, i ukazuje Ismenę, której „tak” nigdy nie będzie „tak”, a „nie” nigdy „nie” . Ismena nigdy nie daje sobie możliwości bycia Ismeną, nigdy nie przestaje się chwiać, a przynajmniej goni za obrazem samej siebie, miotaną przez wydarzenia niczym tratwa po oceanie. Ismena wymienia nieszczęścia swojej rodziny, by trzymać Antygonę za rękę, dowodząc przedwcześnie, że ten sam argument może mieć dwie przyczyny i zapowiadając nadejście relatywizmu: „Ach! Pomyśl, siostro, i pomyśl o naszym ojcu. Skończył wstrętny, okryty złą sławą: jako pierwszy potępił jego zbrodnie, sam, własną ręką, wyłupił sobie oboje oczu… Próżne gesty są głupotą”. Ismena nie szczędzi szczegółów. I kontynuuje, mówiąc Antygonie: „Nic na tym nie zyskam”. Spostrzeżenie Ismeny jest słuszne: nie ma nic do zyskania. Nie chodzi o zyskanie czegokolwiek. Chodzi o to, by nie tracić, by nie tracić dalej, by nie stracić wszystkiego. Antygona dobrze to zrozumiała. Chodzi o to, by wiedzieć, kim się jest. Prawdą jest, że po tym wyliczeniu zbrodni każdego z członków rodziny Labdacydów, zasadne jest pytanie: po co to kontynuować? Po co trwać? To właśnie wyraża Ismena, mówiąc, że nic na tym nie zyska. W istocie, zasadne jest pytanie, czy rozważamy, czy porównujemy… popularne przekonanie lubiło nam przypominać, że porównanie nie jest rozumem . Czerpało z przykładów z życia, aby to stwierdzić, ponieważ odpędzało pragnienie milczenia, zniknięcia. Przez wieki bohaterowie i święci oraz związane z nimi popularne powiedzenia zmuszały zazdrość do podporządkowania się dla dobra wspólnego. Ismena żywi się porównaniami. Ismena jest zdumiona tym, co mówi, ponieważ jest coś niepodważalnego w jej słowach, więc trzyma się ich jak rozbitek swojej deski. Powiedzenie, porównanie nie jest rozumem , zaciera to: tę nieodpartą moc zazdrości, która ożywia tego, którego posiada, aby objawić poprzez swoje słowa pewną, niepodważalną i oczywistą prawdę. Bo Ismena, po wszystkim, przez co przeszła jej rodzina, musi, jest sobie winna, tajemnicę, dyskrecję, niemal zniknięcie. Wszyscy słyszeli o nich o wiele za dużo. Trzeba pilnie ugasić ogień, gdy tylko znów się rozpali, i zawsze, niestrudzenie, chce rozpalić. Ci dwaj bracia, którzy rozpalili ogień, nie pomagają Ismenie w najmniejszym stopniu, ale ona prostuje się, strzepując ich grzbietem dłoni; jeśli opłakuje swoich braci, to jest to jej prywatna sprawa; Nikt nie może myśleć, że jest częścią rodziny, a gdyby nią była, wyrażałoby to inną kontynuację, zrozumienie jej okropnego rodowodu: w ten sposób dystansuje się od swoich braci, od ojca. A teraz od swojej siostry. Siostry, która podburzy tłumy i odnowi oszczerstwa. Ismena nie może znieść więcej. Dosyć tego. Każdy sposób, by uciec od tego, co ludzie powiedzą, plotek, okazuje się dobry. Ismena nigdy nie przestaje ważyć wagi, liczy, wprowadza statystyki, to, co jest użyteczne, co służy, co można zmierzyć, oszacować… to czasownik, którego znaczenie zostało zmienione. Poczucie własnej wartości istnieje tylko dzięki innym, poczucie własnej wartości stało się szacunkiem innych. Idea siebie, idea tego, kim się jest, skąd się pochodzi, już nic nie znaczy…

Konfrontacja Ismeny z Antygoną przedstawia starcie dwóch filozofii. A przez filozofię rozumie się: sposób życia, a nawet więcej: sposób lepszego życia. A ponieważ każdy sposób jest dobry, by uniknąć drwin jednej i drugiej, wszystko jest akceptowalne według tego standardu. Ismena zachowuje przytomność umysłu, gdy staje twarzą w twarz z Antygoną. Wydaje się nawet bardziej rozsądna, spokojniejsza, mniej wzburzona… okazuje pewną sprawiedliwość, gdy jej siostra wydaje się opętana. Ismena pada jednak ofiarą manii zwanej zazdrością; poddana temu wirusowi, porównuje to, czego nie da się porównać. Wszystko w jej mowie jest przedstawiane jako godne szacunku, lecz ta mowa rezonuje z straszliwym wirusem, który obniża każdą nową mowę do poziomu komfortu i tylko komfortu. Gdy dążenie do komfortu odurza i wymaga coraz większych kompromisów. Antygona twierdzi, że bólu po stracie braci nie może jeszcze bardziej pogłębić Kreon, który, choć jest królem, nie może zmusić duszy Polinejkesa do błądzenia przez tysiąc lat wzdłuż Styksu. Ismena przymyka oko na to prawo Kreona, ponieważ uważa, że jej brat postąpił niesłusznie atakując miasto. Zdobywa poparcie, mówiąc to. Umiejętnie stosuje to, co dzisiaj nazwalibyśmy zasadą podwójnych standardów , formą niesprawiedliwości, ale nie byle jaką niesprawiedliwość, nie niesprawiedliwość obserwowaną każdego dnia, która okrywa nędzą tych, którzy nie byli w stanie obronić się przed władzą użytą do wyrządzenia krzywdy, niesprawiedliwość względną, która pozwala na zaostrzenie chciwości, goryczy i dysharmonii. Ismena zapowiada pęknięcie tamy zdrowego rozsądku, po pierwsze: zbliżając się zbytnio do grzechu innych, może on odbić się na nas samych, ten strach jest prawdziwym strachem przed drugim, zwłaszcza gdy chodzi o nas samych, jak w tym przypadku o naszą rodzinę; Po drugie: wszystko jest równe, a ci, którzy szczycą się czynieniem czegoś lepszego, grzeszą tak samo jak inni, nikt nie może twierdzić, że jest to naprawdę dobre, ponieważ na końcu drogi każdy w tym czy innym momencie postąpił źle. Powaga czynów ma tu niewielkie znaczenie, ponieważ wymuszałaby hierarchię, ważne jest, aby oczyścić każdego: każdy zgrzeszył, każdy jest winny, zatem każdy jest niewinny. Kim jesteśmy, aby osądzać ciężar grzechów innych, skoro wszyscy zgrzeszyliśmy? Zazdrość oszałamia. Grzech, poważny czyn, amartia w tragedii Antygony, staje się niewyraźnym, nieuchwytnym i anonimowym przedmiotem. Należy do wszystkich bez wyjątku, co jest prawdą, ale nie ma już żadnej szczególnej jakości, co czyni go błędnym. Święty Augustyn już oznajmił: „Widząc wszystko, człowiek w końcu wszystko znosi… Znosząc wszystko, człowiek w końcu wszystko toleruje… Tolerując wszystko, człowiek w końcu wszystko akceptuje… Akceptując wszystko, człowiek w końcu wszystko aprobuje!”. Ismena aprobuje wszystko: śmierć braci za winy ojca (w którym nie znajduje żadnych okoliczności łagodzących i w których dostrzega jedynie negatywy) i prawo Kreona, które znajduje uzasadnienie we wszystkim, co właśnie zostało wymienione. Relatywizm ma swoje źródło w zawiści, praktykując ciągłe porównywanie, czyli ciągłe zrównywanie. Relatywizm zawsze jawi się jako przytulny, gościnny, komfortowy; wygładza nierówności, unika konfliktów i sprawia, że ludzie są szczęśliwi, oszołomieni, pozbawieni pewności. Relatywizm prowadzi do anomii, stopniowej utraty struktur, które łączą mieszkańców kraju i których mogą się uchwycić w razie potrzeby. Antygona hierarchizuje tam, gdzie Ismena zrównuje. Nic nie jest warte transcendentnych praw bogów. Nic nie jest warte jej brata, a ona to ogłosi. Nic nie jest warte jej rodziny. Nic nie jest warte miłości. I nic nie jest warte szacunku dla zmarłych i życia po śmierci. „Pogrzebię Polinejkesa i będę dumna, że umrę, postępując w ten sposób. Tak właśnie spoczęłam obok niego, drogiego komuś bliskiemu mnie, świętego przestępcy. Czyż nie powinnam dłużej zadowalać tych na dole niż tych tutaj, skoro tam nigdy nie zaznam spokoju? Postępuj, jak chcesz, i nadal gardź wszystkim, co jest cenione wśród bogów”. Ismena jest w oczach Antygony niczym więcej niż pretekstem. Staje się jeszcze bardziej, akceptując i legitymizując niedopuszczalne prawo, więźniem swojej postaci, której nie kształtowała. Antygona nigdy nie przestaje się wyzwalać, bo trzeba być wolnym lub być wolnym, by walczyć o wolność. Antygona reprezentuje aktywną, pożądaną, wyzwoloną mniejszość. „Każda wygoda ma swoją cenę. Stan zwierzęcia domowego prowadzi do stanu zwierzęcia rzeźnickiego”. 4 Antygona buntuje się, ponieważ nie chce się bać i odrzuca ten automatyzm związany ze strachem, który jest jego pasem transmisyjnym. Strach prowadzi jedynie do ucieczki, psychicznej lub fizycznej, a może i do jednego, i do drugiego. Jest jedno miejsce, gdzie wolność może być chroniona: ludzkie serce, które woli niebezpieczeństwo od niewoli. Antygona chciała dodać sobie trochę siły, działając u boku Ismeny; odmowa tej ostatniej wzmocniłaby ją równie mocno, tylko w inny sposób. Antygona niczego nie wymyśla, podnosi z ziemi wolność podeptaną przez Kreona, Ismenę i wielu innych. Antygona wybiera wolność, ponieważ została w nią wtajemniczona przez ojca, który w swoim bólu nigdy jej nie zaprzeczył, ale także dlatego, że ze swojej postawy wie, że wolność trzeba zdobywać na nowo w każdej chwili, że nie zna końca i że rok po roku zdarza się, że trzeba się z nią zmagać, przyjąć ją, aby dać jej życie na nowo i dać życie sobie; aby też pozostać przy życiu. Antygona zwraca się ku lasom, a jej las zawiera jej najgłębszą istotę, tę, która rozmawia z bogami i umarłymi, tę, która nie boi się żywych; żywi liczą się tak mało i tak krótko. Ismena płynie statkiem i z górnego pokładu, w wyściełanym komforcie, kontynuuje opisywanie gór lodowych, nie wierząc ani przez chwilę, że mają one zanurzoną część.

Zazdrość, ten metafizyczny rak, zżera do szpiku kości to, co pozostało z człowieczeństwa w człowieku, zbliżając go do bestii, odbierając mu wszelką nadzieję na wolność. Zazdrość zmusza nas do skupienia się na sobie, do uwięzienia i rezygnacji z powodu siły przyciągania i woli mocy, którą wydziela. Relatywizm ucieleśnia zazdrość, naśladując jej cel. Relatywizm przekonuje sam siebie, że postępuje słusznie, ponieważ nosi szaty medycyny, ukrywając jednocześnie głębszą chorobę. Wydaje się cnotą. Relatywizm istniał we wszystkich epokach, przybierając nowe szaty, które pozwalają ludzkości rozwijać się lub cofać. Relatywizm pojawia się u Ismeny od jej pierwszej odpowiedzi Antygonie: „Ale, nieszczęsna kobieto, jeśli tak się stało, cóż mogę zrobić? Mogę robić, co chcę, ale nic nie zyskam”. Wszystko w tym się podsumowuje: nic nie mogę zrobić , nic nie zyskam . Te dwa wyrażenia tworzą znamiona, by nic nie robić, by absolutnie nic nie robić. Siedź tam, kucając, nic nie robiąc, nie robiąc zamieszania, świat już dość słyszał o mojej rodzinie i zawsze w złych nawykach, to wystarczy ... Kim jest Ismena? Nikt już nie wie. Ona sama nie ma już żadnego pojęcia, albo tylko mgliste: Jestem córką Edypa, którego cały ród jest potępiony i od którego pragnę się odłączyć, od którego pragnę pozostać nieznana . Czy ona jeszcze wie, co czuje? Jej dwaj bracia nie żyją, ale ona już pogrzebała samą myśl o ich śmierci, ponieważ przypomina ona tylko o hańbie, która rani jej rodzinę. Ismena chce być taka jak inni, żebyśmy nie mówili ciągle o tym ojcu, który wydłubał sobie oczy, który spał z jej matką, o jej żądnych władzy braciach, którzy zwrócili się przeciwko sobie, o ich nieczystości... Postawa Ismeny jest wspólnotowa. Odrzuca przynależność do Labdacydów i tym gestem, pragnieniem oddzielenia się od swojej rasy, dołącza do innej grupy, która, choć niejasna w swoich konturach, istnieje w opozycji do jej rodziny. Ismena nie zdaje sobie z tego sprawy, ale jest reakcjonistką. Odrzucając rodzinę, chowając ją, Ismena pogrąża się w zazdrości i oświadcza: „Ach! Pomyśl o tym, siostro, i pomyśl o naszym ojcu. Skończył wstrętny, niesławny…”. Wygłasza litanię żalów, nie widząc już niczego pozytywnego w poczynaniach swojej rodziny, w poczynaniach ojca. Trudno nienawidzić Ismeny, bo to, co mówi, ma sens. Jest pełna cnót. Ale cnoty oszalałe, powiedziałby Chesterton, bo są od siebie oderwane. Ismena rości sobie prawo do pewnej wolności, rozbija rodzinę, a zatem i indywidualną myśl, ponieważ obie są przesiąknięte i nie mogą się oczyścić, twierdząc, że nic nie może z tym zrobić, skoro Kreon, państwo tak zadecydowało i że nic na tym nie zyska; te dwie idee są jednym i staną się cogito, ergo sum Kartezjusza ponad 1000 lat później. To cogito , które bierze siebie za cognosco , to cogito , które zapomina o bycie, które redukuje, gdy wierzy, że otwiera pole myśli. Redukowanie, mechanizacja, przerywanie, tak wiele działań, które zawsze odnosiły wielki sukces w filozofii, zwłaszcza gdy towarzyszyła im zazdrość, udawały, że docierają do nowych, dotąd nieznanych brzegów. Nie wszystko złoto, co się świeci. Nieustanna nowość przyciąga człowieka, co samo w sobie nie byłoby błędem, gdyby dał sobie środki, by powrócić do źródła i na nowo odkryć nieskończone pola swojej myśli; ale nie, nowość mu nie wystarcza, nigdy nie przestaje wymazywać swojej pamięci, wymazywać ścieżki, która go tam zaprowadziła, do nowości, w ten sposób wierzy, że wszystko czyni nowym.

Czy powinniśmy rozumieć, że człowiek nienawidzi wolności? Siły odśrodkowe i dośrodkowe ścierają się, człowiek może zostać stworzony do wolności i stracić nią zainteresowanie, zadanie do wykonania wydaje się zbyt trudne lub zbyt długie… Wybierać to być wolnym, ale jak można wybierać, nie znając, a nawet nie będąc świadomym prawdy? Relatywizm przekształcił prawdę w iluzję, zgubny mechanizm miał kontynuować swój szalony wyścig i przekształcić wolność w pozłacane więzienie. Ismena będzie chciała stanąć u boku Antygony, gdy zostanie zatrzymana przez Kreona po złamaniu prawa. Stanie u jej boku i będzie dążyć do okazania pewnej determinacji w byciu winną. Ale Antygona tego nie zechce. Antygona nie pozwoli Ismenie powiedzieć, że jest winna, tak jak ona, ponieważ Ismena nie będzie się w tym momencie prezentować jako kobieta wolna, tak jak na początku sztuki, a Antygona rozumuje wyłącznie w kategoriach wolności. Nic innego jej nie interesuje. Antygona będzie łajać siostrę. Antygona działa w duchu, zgodnie z sumieniem, gdyż musi podjąć rękawicę zniewagi, bo nie może żyć z akceptacją, że jej ukochany został wydany na pastwę dzikich bestii i że prawo tyrana może łamać niepisane prawa. Ismena trwa przy siostrze, nie zdając sobie sprawy z jej postępowania: nie wiedziała, dlaczego odmówiła działania, nie wie, dlaczego robi to teraz; być może z sentymentu… Co w oczach Antygony może jedynie wzbudzić głęboką odrazę.

„Stań się tym, kim jesteś” – lubił powtarzać Gabriel Marcel V za Pindarem , co wzbudza głęboką pokorę i wyraźne zamiłowanie do przekazu. Dziś, 2500 lat po Antygonie, powiedzielibyśmy raczej: „stań się tym, kim chcesz”, jakby wszystko było mierzone miarą woli, i tylko woli. Relatywizm oczyścił tablicę, jednostka przygotowuje się do podboju świata. Nie potrzebuje tego, co powstrzymuje ją przed życiem. Bóg, pan, przeszłość, odrzucony. Polega na złudzeniu, że wszystko jest tego warte, że wielkie dzieła przeszłości wynikają w równym stopniu ze szczęścia, co z pracy i woli, że może osiągnąć równie dobrze, a nawet lepiej, wymyślając je na nowo. Jeśli relatywizm u swoich początków mógł udawać, że oznacza koniec zazdrości, stał się jedynie jej ekstraktem. Człowiek, który traci z oczu boskość, dystansuje się od swojej kondycji stworzenia, by wyobrazić sobie własne potomstwo. Wiara w swoje możliwości nie ma nic wspólnego z wolnością, a wszystko z alienacją. Kiedy Antygona słyszy edykt Kreona, postanawia działać, nie zadaje pytań. Dlaczego? Bo jest świadoma tego, kim jest. W „Odysei” Odyseusz zostaje gwałtownie przywołany do siebie podczas libacji. „Podczas gdy chwalebny bard śpiewał, Odyseusz, biorąc w silne dłonie wielką purpurową szarfę, naciągnął ją na głowę i zakrył nią swoją piękną twarz, obawiając się, że z jego oczu popłyną łzy. Lecz za każdym razem, gdy boski bard przerywał, ocierał łzy, zdejmował szarfę z głowy i z dwudennego pucharu składał ofiarę bogom; a gdy bard wracał do śpiewania, a pozostali książęta, oczarowani jego opowieścią, namawiali go do ponownego śpiewania, Odyseusz owijał się szarfą i szlochał. Demodokos, bard zaproszony przez Alkinoosa do śpiewania, opowiada legendę o Odyseuszu, nie znając go i stojąc przed nim. Odyseusz, ten, który wszystko widział, nie mógł być widziany i został zaskoczony zaproszeniem barda, który śpiewał o jego cudach. W ten sposób widzimy Odyseusza przywołanego do siebie, złapanego w sieci intensywnych emocji. Jeśli jest legendą, jeśli mówimy o nim w trzeciej osobie, to Dzieje się tak, ponieważ jest martwy. Odyseja otwiera drogę do samoświadomości. Odyseusz, przed Demodokiem, jest doświadczeniem „niezbieżności jaźni z jaźnią” 6 . Cóż za gehenna! Albo jak ktoś inny, ale martwy. Nie ma nic lepszego, by obudzić śpiącą istotę ludzką w robocie, którym się staliśmy. Aby stać się tym, kim jesteśmy, musimy być żywi, a to, co stanowi fundament życia na Zachodzie, zawarte jest w tym zdaniu Sokratesa: „Łatwo byłoby zrozumieć, że z przekory wobec tak wielu kłamstw ktoś przyjdzie, by powitać i pogardzać wszelkimi dyskursami o bycie do końca życia. Ale w ten sposób pozbawiliby się prawdy bytu i ponieśliby wielką szkodę”. Cóż za proroctwo! Utrata zdolności do zadziwienia, utrata dociekliwości pod pretekstem błędów – zanim doszliśmy do tego stwierdzenia, Księga Fedona zawierała szereg błędnych tez – pod pretekstem fałszywych tropów, ślepych zaułków, musielibyśmy pozbawić się myślenia? Czy o to chodzi? Jeśli spojrzymy na drogę, którą Zachód obrał od czasów Antygony, taka postać jest dziś prawie niemożliwa. Wolność, którą Antygona sobie przyznaje, zawiera niemal wszystko, co Zachód odrzuca. Myśl o Bogu, teologia wyuczona i przeżywana, górująca nad niesprawiedliwymi prawami, które opierają się jedynie na autorytecie przywódcy, który je ustanawia. Projekt współczesny opiera się na tych właśnie punktach: nie szuka już tej zbieżności siebie z samym sobą, nie roztrząsa dawnych błędów, aby pokazać, że starożytni nie zasługują na szacunek, jaki im się okazuje. Dźwignia zazdrości zostaje podniesiona. Zazdrość pomija każdą ideę i więzi współczesnego człowieka w horyzontalnej i sklerotycznej myśli. Nic na tym nie zyskam . Ismena nic nie zyska, towarzysząc Antygonie w jej pogrzebie, ponieważ umarli są umarłymi, a żywi są żywymi, ponieważ nie przywróci to Polinejkesa, ponieważ Polinejkes się o to prosił, ponieważ Kreon jest królem i cokolwiek myślę, nie mogę tego zmienić, ponieważ boję się kary, ponieważ tutaj na dole nie rozkazuje Zeus… Ismena wyleguje się na materacu dobrych pretekstów. Żaden argument nie dociera już do niej: honor zmarłych? Ponadczasowe niepisane prawa? Zdemaskowany tyran? Nic nie działa. Ismena nie zdaje sobie sprawy, że dała się uwięzić: zdaje sobie sprawę, że nie działa, ponieważ jej interes jest mierzony i ponieważ boi się wyroku. Akceptując atrofię myśli, a nawet ustanawiając ją jako regułę postępowania, współczesny projekt złagodził strach Sokratesa i uczynił wielkie szkody nieodwracalnymi. Obowiązek Relatywizm to nowa filozofia, która uniemożliwia i odmawia wolności: skoro religia popełniła błędy i źle postąpiła w swojej historii, nie zasługuje na mój szacunek; skoro Francja postępowała źle w pewnych okresach w swojej przeszłości, nie zasługuje na mój szacunek itd. Zazdrość oparta na relatywizmie odrzuca wszelką ideę odnoszącą się do inteligentnej przeszłości, która poucza i pozwala nam poznać i zbudować siebie. Relatywizm jest zagrożeniem dla wolności, dla wszelkich form wolności; to religia zsekularyzowanego społeczeństwa, która cierpliwie czeka, aż magia, która przybrała cechy technologii, wypełni wszystkie puste pola i zaoferuje, jakby za sprawą magii, wieczne szczęście, uwolnione od pułapek przeszłości. Nie trzeba już być odważnym, dylemat zostanie nam zdjęty; nie trzeba już dbać o siebie, choroby przestaną istnieć; nie trzeba walczyć o wolność, technologia nas wyzwala; nie trzeba ubierać zmarłych, śmierć zniknie… Będziecie jak bogowie!

Relatywizm jawi się jako samozadowolenie, gdy wolność jest kwestią zapotrzebowania. „Stwierdzenie na przykład, że przy pewnym poziomie ubóstwa i wyzysku religia narażona jest na ryzyko wykorzystania jej przez wyzyskiwaczy jako dodatkowego środka kontroli, oznacza uznanie faktu, którego niestety nie brakuje przykładów; z drugiej strony jednak, jest radykalnie nieuprawnione wyciąganie z podobnych faktów wniosku dotyczącego samej istoty religii”. 5 Nie ma pocieszenia w byciu sobą; istnieje ambicja, pragnienie z głębi istoty, by nieustannie odkrywać siebie, aby zawsze być bliżej siebie. „Wolność wzniosłej mocy, którą człowiek otrzymuje, aby czynić dobro i mieć na to zasługę”. 8 Wolność i prawda – a przynajmniej jej poszukiwanie – idą ręka w rękę. Święty Jan stwierdza: „Prawda was wyzwoli”. Jezus Chrystus powie: „Ja jestem drogą, prawdą i życiem”, a zatem dla chrześcijaństwa wolny człowiek jest świętym. Wbrew temu, co się często mówi lub wierzy, wolność nigdy nie wchodzi w konflikt z władzą, która przychodzi ją ukoronować i chronić, torując drogę jej rozwojowi. Antygona zna tylko jedną władzę, jeśli chodzi o zmarłych: bogów. Dlatego woli działać w zgodzie z bogami niż w zgodzie z tyranem. Gdyby nie chodziło o zmarłych i życie po śmierci, a zatem o pocieszenie w śmierci, gdyby chodziło o godziny zamknięcia sklepu, gdyby chodziło nawet o sprawiedliwość wobec kogoś, a nawet sprawiedliwość wobec członka rodziny, ale dopóki tyran nie wkroczył w sferę intymności, przekraczając samoświadomość wobec siebie, więź z bogami, to znaczy wchodząc w sprzeczność z niepisanymi prawami, to znaczy z dogmatem, to znaczy z władzą duchową, ponieważ to właśnie ten konflikt między duchowością a doczesnością jest stawką, to Antygona nie interweniowałaby. Nie żeby jej to nie obchodziło, ale z pewnością uznałaby, że jej wolność, a więc jej życie, nie jest zagrożone. Bycie sobą wymaga podjęcia wyzwania strachu, zgody na kroczenie w jego towarzystwie, pozwalając sobie na odpuszczenie, co Antygona czyni znakomicie, powierzając swoje działanie bogom. Antygona wykazuje opanowanie, gdy tylko oddala się od Ismeny; gdy tylko staje przed Kreonem, oszałamia go swoim spokojem i opanowaniem: wolność Antygony zostaje objawiona Kreonowi, który najpierw jest zaskoczony, a potem przerażony; nie będzie miał innego wyjścia, jak nazwać ją szaloną. Dzięki opanowaniu, prawdziwemu pokazowi wolności, opanowaniu, które może zaistnieć jedynie pod warunkiem samopoznania, Antygona powstaje przeciwko Kreonowi, którego władza słabnie.

Nic nie może odwieść Antygony od tego, kim jest. „Stań się tym, kim jesteś” brzmi jak formuła wymyślona dla Antygony, ale odnosi się ona również do każdego mężczyzny, który dokona swojej metamorfozy i nie zaśnie na wieki w poczwarce. Święty Augustyn używa wspaniałej formuły „intimior intimo meo” – w intymności intymności lub w najbardziej intymnym niż intymność… intymność etymologicznie oznacza to, co najbardziej wewnętrzne. Święty Augustyn mówi zatem o tym, co jest w środku, o tym, co najbardziej wewnętrzne. W najgłębszej, najbardziej intymnej części mojego serca. W Ewangeliach często słyszymy, że Maryja, Matka Jezusa, przechowuje wydarzenia w swoim sercu. To w swoim sercu, w najgłębszej części serca, aby nie mylić intymności z emocją, przechowujemy to, co jest nam naprawdę drogie. To działanie jest możliwe tylko dla ludzi, którzy znają siebie, którzy znają w sobie zarówno zło, jak i dobro, którzy potrafią je rozpoznać i wyciągnąć z nich wnioski. Ta intensywność jest przerażająca, bo wydaje się samotnością dla człowieka uwolnionego od Boga. Kto podąża za swoim najgłębszym bytem, bez wpływu, bez manii, z dala od ideologii, nie może być reakcjonistą! Sokrates, jeszcze przed świętym Augustynem, nazywał to miejsce intymności swoim daimonionem , żadna inna rada nie miała dla niego tylu zalet. Intymność musi zastąpić emocje, ma pierwszeństwo; w Antygonie intymność zastępuje zwątpienie i cierpienie, które ma nadejść, gdy powstrzymają Ismenę! Zwątpienie i cierpienie podsycają relatywizm. „Ważne jest, aby ten, kto aspiruje do trudnego zadania, wyrobił sobie precyzyjne pojęcie o sobie”. 9 Pojęcie o sobie, aby uciec od nakazów strachu, sprawdzić się w tym zadaniu, pogłębić i zaakceptować swoją wolność. Strach staje się lekarstwem na letniość; antidotum na nawyk, który pochłania każdą cząstkę człowieczeństwa w nas, zamykając ją w czarnej dziurze. Czerpanie z własnego wnętrza oznacza wzniesienie się, odejście od indywidualizmu na rzecz indywiduacji, która jest niczym innym jak komunią z samym sobą; tożsamością, na koniec.

Nie da się napisać „Antygony” bez poruszenia tematu wolności, zatem dowody sugerują, że Sofokles znał wolność, doświadczając jej. Ten, kto nigdy nie zaznał wolności, nie będzie w stanie doświadczyć jej samodzielnie, będzie musiał zostać w nią wtajemniczony, być może poprzez cierpienie i strach, tak jak Arystoteles w „Polityce i Poetyce” definiuje tragedię i katharsis, jakie wywołuje ona u widzów poprzez uczenie poprzez grozę i litość. Człowiek nieustannie oscyluje między tworzeniem a niszczeniem i nie należy sądzić, że poeta doświadcza swojego stanu inaczej. Sofokles wynalazł język dla Antygony, niczym rzeźbiarz rzeźbił materię słów, aby tworzyć pojęcia. Język grecki pozwala na taką rzeźbę. Również język Antygony stał się specyficzny i opiera się na słowie „αυτος”, które „jest poświadczone od czasów Homera w całej historii greki”, jak przypomina nam Pierre Chantraine. „To samo” lub „to samo”, αυτος wyraża tożsamość, zbieżność siebie z samym sobą. W twórczości Sofoklesa oznacza to tyleż zbieżność z samym sobą, co z drugim, ponieważ nie ma spotkania z drugim bez świadomości i wiedzy o sobie. Podobnie, z każdym zanurzeniem się w intimior intimo meo jesteśmy świadkami nieustannego spotkania z drugim w sobie. Jednakże spotkanie z przeciwieństwem niekoniecznie prowadzi do prawdziwego spotkania, co wyraźnie pokazują Kreon i Antygona. Każdy z nich obozuje w swojej postaci. Sofokles, podobnie jak później Jean Racine, kształtuje język tak, aby mówił więcej, niż powinien, aby dotykał prawdy, którą można tylko przeżyć. To spotkanie go kształtuje, w jednym lub drugim kierunku. Kreon krystalizuje się w kontakcie z Antygoną, ale także z Hajmonem lub Tyrezjaszem, nie wspominając o chórze, który z trudem ukrywa swoje otępienie. Wydaje się również, że Sofokles, konfigurując swój język, chce raz na zawsze zdefiniować znaczenie. Musimy tu dostrzec coś więcej niż podpis, pragnienie wyrycia w kamieniu, uczynienia intymnego znaczenia niezatartym. „On jest moją krwią, z jednej matki i tego samego ojca” – mówi o apokaliptycznym wymiarze rodziny Labdacydów. Kreon również odczuwa apokalipsę, ale nigdy nie odwołuje się do swojej intymności, stoi w swojej roli, deklamując prawa, swoje prawa.

Dialog Antygony z Ismeną przywodzi na myśl inny słynny dialog, tym razem między Jezusem a Piotrem. „Czy mnie miłujesz?” – pyta Chrystus czasownikiem agape . Piotr wciąż jest daleki od całkowitej miłości, której żąda Chrystus, który mimo to założy swój Kościół na tym kamieniu, wciąż przypominającym piasek. Jest daleki od niej i bliski jej. Nie wie jednak, kiedy jest blisko niej, a kiedy daleko od niej. Jezus dostrzega potencjał. Przenika przez ludzi. Jezus będzie musiał obniżyć swój pierwszy wymóg i użyć słowa philia , aby wyrazić miłość, która ich łączy. Miłość życiowa, miłość totalna, agape , pojawi się dopiero na drogach Rzymu, w odpowiedzi na „Quo vadis, Domine?”. Antygona, gdy tylko pozna prawo Kreona, decyduje o swoim działaniu. Decyduje się na to poprzez zbieżność ze swoją najgłębszą istotą, którą dzieli z bogami. Wie, zobaczyła, kim jest, i to potwierdza. Wie, że zmierza ku śmierci, lecz w głębi duszy nie waha się i spełnia swój czyn, grzebiąc brata i przeciwstawiając się Kreonowi. Nie jako anarchistka, rola ta pasuje do Kreona upojonego swoją władzą, lecz jako do kogoś, kto występuje przeciwko państwu, które myli władzę z autorytetem.

  1. Ernsta Jungera. Traktat buntownika. Wydania du Rocher.
  2. Ernsta Jungera. Traktat buntownika. Wydania du Rocher.
  3. Ewangelia według św. Mateusza, 5,37.
  4. Ernsta Jungera. Traktat buntownika. Wydania du Rocher.
  5. Gabriel Marcel. Bycie i posiadanie. Wydawnictwo Aubier.
  6. François Hartoga. Wspomnienia Ulissesa. Wydania Gallimarda.
  7. Gabriel Marcel. Bycie i posiadanie. Wydawnictwo Aubier.
  8. Biały z Saint Bonnet.
  9. Ernsta Jungera. Traktat z Revelle. Wydania du Rocher.

Więcej informacji znajdziesz na blogu Emmanuela L. Di Rossettiego

Zapisz się, aby otrzymywać najnowsze wpisy na swój adres e-mail.

Dodaj komentarz

Ta strona używa Akismet do redukcji spamu. Dowiedz się, jak przetwarzane są dane z Twoich komentarzy .