Nigdy Mistrzostwa Świata nie rozpoczęły się tak źle. Zaproponowano Katarowi, z Zinedine'em Zidane'em jako ambasadorem, w atmosferze podejrzeń o korupcję. Wszystko już powiedziano o tym kraju, wielkości połowy Bretanii, który po raz pierwszy od swojego istnienia zdołał zmienić sezon Mistrzostw Świata, klimatyzować stadiony i zabijać robotników, aby wszystkie były gotowe na czas. Odnośnie zmiany daty: granie latem po sezonie klubowym pozwoliło zawodnikom przygotować się i zbudować skład, co zawsze jest trudne w przypadku reprezentacji narodowych; alchemia musi nastąpić w krótkim czasie, a rezultaty muszą być natychmiastowe; granie zimą gwarantuje, że zawodnicy, którzy nie rozegrali pełnego sezonu, będą mniej wyczerpani psychicznie i fizycznie i skorzystają z przygotowań przedsezonowych... Odnośnie siły roboczej, czy słyszeliśmy kiedyś o taniej sile roboczej systematycznie wykorzystywanej od dziesięcioleci na każdym ważnym wydarzeniu na świecie? Podobnie, argument o mówieniu o zdrowiu zawodników zagrożonych w tym klimacie był śmieszny. Kto przejmował się zdrowiem zawodników na przykład na Mistrzostwach Świata w Meksyku w 1986 roku, gdzie panował nieznośny upał i wilgoć, ta organizacja nie poruszyła wówczas świata. Wybór Kataru powinien zostać potępiony, gdy tylko nazwa tego kraju została wspomniana – potem było już za późno i powinna zwyciężyć przyzwoitość. Pod względem piłkarskim te Mistrzostwa Świata oznaczały koniec niezwykłego pokolenia: Cristiano Ronaldo i Lionel Messi grali swoje ostatnie Mistrzostwa Świata. Te Mistrzostwa Świata zapowiadały się jako przełom dla Mbappé. Młody francuski geniusz przygotowywał się do pogrzebania dawnej chwały bez walki.
Od samego początku rozgrywek organizacja okazała się znakomita. Oczywiście, pojawiły się głosy krytyki za klimatyzację; konieczne było podtrzymywanie tego poczucia podejrzliwości. Były prezydent Republiki Francuskiej narzekał na te Mistrzostwa Świata, mówiąc, że „nie pojechałby tam”, a ktoś szepnął mu do ucha, że w takim razie nie powinien już chodzić na Parc des Princes, by kibicować drużynie Paris Saint-Germain. Jak zawsze podczas Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej, narody powstają przeciwko narodom. To właśnie niepowtarzalny urok tych rozgrywek; Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej, największe wydarzenie na świecie, przypominają nam o różnicach między narodami i je ożywiają. W pewnym sensie, jeśli Mistrzostwa Świata są ilustracją kapitalizmu i liberalnego społeczeństwa, to nadal kreują obraz sprzeczny z globalizmem. Tam, gdzie drużyny klubowe są sprzedawane potęgom finansowym i często nie mają już żadnych lokalnych zawodników w składzie, nie trenują lub prawie nie trenują, kupują i odsprzedają rodzaj współczesnych niewolników, nawet jeśli niektórzy z nich zarabiają niewiarygodne sumy, wszystko to powinno nas ostrzec o zdolności tego świata do pozostania człowiekiem. Reprezentacje narodowe stawiają opór, Mistrzostwa Świata stawiają opór, kluby próbowały przejąć władzę poprzez mistrzostwa świata, nie jest powiedziane, że nie odniosą sukcesu pewnego dnia, ale na razie reprezentacje narodowe stawiają opór, cokolwiek by się nie działo . Mistrzostwa Świata w piłce nożnej nabierają bardzo szczególnego aspektu, jeśli porównamy je do Mistrzostw Świata w innej dyscyplinie sportu, tutaj wyjątkowość gry jest zgodna z narodowością. Gra w piłkę nożną nie opiera się tylko na sile lub szybkości, na budowie ciała, ale na technice stopy, organu, którym znacznie łatwiej jest zrobić źle niż dobrze, stąd wyrażenie „grać jak stopa”. Rytm, kadencja, sposób przemieszczania się z punktu A do punktu B, historia opowiadana podczas tej podróży, sposób opowiadania tej historii; Zależność od pochodzenia, od kultury, krystalizuje sposób gry i czyni go niepowtarzalnym. Piłka nożna to literatura, poezja, muzyka, a brazylijska literatura, poezja i muzyka nie przypominają francuskiej literatury, poezji ani muzyki. W ten sposób Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej wymykają się globalizmowi, który może jedynie udusić się sam i użyć swoich uzbrojonych skrzydeł, liberalizmu i kapitalizmu, by utrzymać w swoim łonie ten turniej, który z niego kpi. Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej wskrzeszają ideę ojczyzny, narodu i wspólnoty. Azjaci i Afrykanie niekoniecznie odnoszą w tym sukces, czyżby dlatego, że brakuje im któregokolwiek z tych trzech?
Wymazywanie lokalnych kultur przez globalizm przypomina zamek z piasku, a narodowa upartość Mistrzostw Świata przypomina fale, które wznoszą się i atakują go wraz z przypływem. Natura zajmuje jego miejsce: lokalne kultury, a zatem historia narodów. W tym kontekście wielki mecz Mistrzostw Świata rozgrywany jest od początku pomiędzy Europą a Ameryką Południową. Pomiędzy kolonizatorami a kolonizowanymi. Argentyna jest pierwszym krajem piłkarskim w Ameryce Południowej, ponieważ jezuici sprowadzili tam tę grę. O grze w Ameryce Południowej można rozmawiać godzinami. Każdy kraj demonstruje sposób dotykania i żonglowania piłką, który mu odpowiada. Ekwador, na przykład, wprowadził unikalną grę, którą doceniają obserwatorzy w Katarze. Kiedy trener z Ameryki Południowej prowadzi inny kraj niż jego własny, najpierw demonstruje swoją wiedzę o lokalnej piłce nożnej, zanim zastosuje własną strategię. Jeśli zwycięstwa Europy i Ameryki Południowej, jak nazywa się Amerykę Południową, ustanowiły idealną równowagę, to od 2002 roku, od ostatniego zwycięstwa Brazylii, Europa objęła prowadzenie i prowadzi dwunastoma zwycięstwami do dziewięciu. W 2002 roku wynik meczu wynosił dziewięć zwycięstw Ameryki Południowej, a osiem Europy. Od 2006 roku, wraz z przyspieszeniem globalizacji, Europa czterokrotnie zdobyła mistrzostwo świata, nie zostawiając Ameryce Południowej ani okruszka. Kilka miesięcy przed Mistrzostwami Świata w 2022 roku, najlepszy francuski piłkarz swojego pokolenia, Kylian Mbappé, udzielił wywiadu brazylijskiej stacji TNT Sports i z legendarną swobodą, zabarwioną pewną arogancją, stwierdził: „Brazylia to dobra drużyna. Poza tym jest też wiele europejskich drużyn”. My, Europejczycy, mamy tę przewagę, że stale gramy między sobą w meczach na wysokim poziomie, na przykład w Lidze Narodów. Kiedy przyjeżdżamy na Mistrzostwa Świata, jesteśmy gotowi, podczas gdy Brazylia i Argentyna nie są na takim poziomie w Ameryce Południowej, uważa Mbappé. Piłka nożna nie jest tak rozwinięta jak w Europie. Dlatego na ostatnich Mistrzostwach Świata zawsze wygrywają Europejczycy”. To nie jest najlepszy sposób na nawiązywanie przyjaźni w Ameryce Południowej w ogóle, a w Brazylii w szczególności. W przeszłości nauczyliśmy się myśleć, zanim się odezwiemy! Jeśli coś dobrze działa w Ameryce Południowej, to pamięć. Ameryka Południowa jest uwikłana w globalizację poprzez swoje obieg finansowy, a poza tym, nawet jeśli przyjęła zwyczaje obowiązujące w Europie (rodzaj łagodnej kultury globalizmu, ostatnie chrześcijańskie płomienie wiary w dobro), kraje Ameryki Południowej kurczowo trzymają się swojej odrębności i tożsamości. Wystarczy zobaczyć południowoamerykańską drużynę piłkarską śpiewającą hymn narodowy, aby uświadomić sobie, że nie chodzi o to, by dobrze wyglądać przed kamerami, o oszukiwanie społeczeństwa, które ogląda i śledzi je z zachwytem, ani o bezsensowną przystawkę. Reprezentowanie swojego kraju to najpiękniejsza rzecz, jakiej mogą doświadczyć ci piłkarze. Oddaliby wszystko za swój kraj, chcą pokazać, jaki zaszczyt dla nich oznacza noszenie koszulki swojego kraju. I ta pasja do Rzecz narodowa lub to, co ją reprezentuje, dociera do wszystkich warstw społecznych. Mbappé w swoim wywiadzie mógł dyplomatycznie podkreślić tę różnicę, ponieważ wydaje się, że jest to główna różnica między Europą a Ameryką Południową. „Dibu” Martinez, argentyński bramkarz, odpowiedział, zapraszając go do Ameryki Południowej, aby zobaczył, „jak trudno jest grać na wysokości 3000 metrów nad poziomem morza, w La Paz w Ekwadorze, gdzie temperatura sięga 35°C, albo w Kolumbii, gdzie nie da się oddychać. Tam zawsze gra się na idealnych boiskach, jak na stołach bilardowych. On nie wie, czym jest Ameryka Południowa. Za każdym razem, gdy jedziemy grać z reprezentacją, jesteśmy wyczerpani i nie możemy dużo trenować. Kiedy Anglik jedzie na trening do Anglii, jest tam w trzydzieści minut. Niech pojedzie i zagra w Kolumbii lub Ekwadorze, a zobaczymy, czy będzie łatwo”.
Ale młody geniusz z wypowiedzi Bondy'ego twierdził również, że piłka nożna nie jest tak rozwinięta w Ameryce Południowej! Co to znaczy? Zrozumieć, że nowe pokolenie, przesiąknięte amerykańskim sportem, wierzy tylko w jedną rzecz: statystyki. W sporcie amerykańskim statystyki są jedynym kryterium oceny, a jeśli jest jeden sport, który wymyka się statystykom, to jest to piłka nożna. Jak sport uprawiany nogami mógłby nie wymykać się statystykom? A południowoamerykański futbol nieporównywalnie bardziej niż europejski. Dla Ameryki Południowej liczy się dusza. Widać tę przepaść! W 1978 roku, pod koniec finału pomiędzy Argentyną a Holandią, Ubaldo Fillol, argentyński bramkarz, i Alberto Tarantini, obrońca, wpadli sobie w ramiona. Nieopodal kibic pochylił się, z pustymi rękawami, praktycznie obejmując obu zawodników. Zdjęcie podpisane przez Ricardo Alfieriego znajdzie się na pierwszej stronie El Grafico i nadal pozostaje w sercach Argentyńczyków, którzy nazywają je: El abrazo del alma (objęcie duszy). Z wielu powodów to zdjęcie nie miałoby racji bytu w Europie. Prawdopodobnie dlatego, że eugenika jest wynikiem czystek etnicznych wszystkiego, co uważamy za brudne i inne, wszystkiego, co wydaje nam się nieidealne. W Ameryce Południowej brudni, ciemnoskórzy, słabo wykształceni, oszuści wciąż znajdują swoje miejsce w społeczeństwie... Czego nie usłyszeliśmy przed finałem, zwłaszcza z ust lub pióra dziennikarzy, którzy mówili o Argentynie jako o tych ludziach z otwartą pogardą! Wysterylizowany świat jest pozbawiony słów zbyt mocnych, by karykaturować tych portenos . Argentyński bohater, w panteonie argentyńskiej mitologii, Diego Maradona, kontynuował pisanie tej historii zemsty na świecie bez poezji i zrobotyzowanym, broniąc biednych przed drobnomieszczańską, białą korporacją, z Argentyny do Neapolu, kolejnej twierdzy świata ginącego pod naporem globalizmu. „Neapolitańczycy są dziś wielkim plemieniem… które postanowiło wyginąć, odrzucając nową władzę, czyli to, co nazywamy historią lub nowoczesnością… To odmowa płynąca z serca wspólnoty (znamy zbiorowe samobójstwa wśród stad zwierząt); fatalna negacja, na którą nic nie można poradzić. Wywołuje głęboką melancholię, jak wszystkie tragedie, które powoli się dopełniają; a co więcej, głębokie pocieszenie, ponieważ ta odmowa, ta negacja historii jest słuszna, jest nienaruszalna” – pisał Pier-Paolo Pasolini. W tym życiu, gdzie ulica dyktuje swoje prawa, poezja jest wszechobecna. Ponieważ poezja opowiada o życiu. Poezja kończy się właśnie wtedy, gdy życie zmienia się w „klimatyzowany koszmar”. W swoim wywiadzie Kylian Mbappé wyraził głęboko zakorzenioną arogancję Europejczyka, który uważał, że Ameryka Południowa to Trzeci Świat, że obiekty nie dorównują standardom europejskim, że zawodnicy, jeśli mieli umiejętności techniczne, nie mieli więcej niż Europejczycy, że Europejczycy w ogóle ich dogonili... Zaskakujące jest, że często spotyka się tę arogancję wśród młodych ludzi z zaniedbanych przedmieść (termin, który wywołałby śmiech Argentyńczyka, trzeba to powiedzieć) Francji, ta arogancja byłaby całkowicie nieobecna u zawodników francuskiej drużyny pod koniec lat 80. Być może ci młodzi ludzie myślą, i zauważymy, że jest to uczucie wspólne dla pokolenia Y lub Z, że stworzyli siebie sami. Spontaniczne pokolenie.
Ameryka Południowa zatem nie żyje w tym samym rytmie. Tam w godzinach największej oglądalności emitowane są programy, w których dyskutuje się o taktyce, poezji, dryblingu i bramce, która uosabiała ekwadorską lub brazylijską duszę… Zawodnikom towarzyszą intelektualiści, filozofowie, psychologowie, a czasem księża. Jorge Valdano, napastnik zwycięskiej reprezentacji Argentyny w 1986 roku, przeniósł się do Meksyku na zawody z biblioteką liczącą około stu książek do czytania w trakcie rozgrywek. Luis César Menotti, trener reprezentacji Argentyny w 1978 roku, rozpoczynał swoje konferencje prasowe od cytatów z Borgesa lub Ocampo… Wyobraźcie sobie przez chwilę Didiera Deschampsa odpowiadającego dziennikarzowi, cytując Chateaubrianda lub Houellebecqa na poparcie swojej tezy? W 1990 roku Diego Maradona, przybywając z argentyńską reprezentacją do Stanów Zjednoczonych, gdzie odbywały się tegoroczne Mistrzostwa Świata, oświadczył, że jeśli drużyna zdobędzie puchar, nie zaniesie go do pałacu prezydenckiego (Carlos Menem był wówczas uwikłany w afery korupcyjne), lecz złoży go u stóp Ernesto Sabato (wielkiego argentyńskiego pisarza, który wówczas cierpiał). Kultura przenika argentyńskie ulice równie mocno, co piłka nożna. Autorytet wielkiego pisarza jest tam czczony. Nawet jeśli nigdy go nie czytałeś, znasz jego znaczenie. Podziwiasz go, powtarzając zdanie lub zwrot. A o piłce nożnej rozmawiamy godzinami, Argentyna jest rozdarta, kraj europejski w Ameryce Południowej, zna zwolenników Menottiego, którzy kochają ekstrawagancką i ofensywną grę, i zwolenników Bilardo, bardziej ostrożnych, rozważnych, bardziej realistycznych… Argentyńscy trenerzy cieszą się ogromną renomą, często trenują selekcjonerów innych południowoamerykańskich reprezentacji. Ale południowoamerykańska specyfika stopniowo zanika, ponieważ kultury, które ją podtrzymują i zakorzeniają, zostają zmiecione przez globalizm. W ten sposób budzą się i ujawniają na Mistrzostwach Świata. Jak długo jeszcze? Południowoamerykańscy piłkarze przyjeżdżają bardzo młodo, by grać w Europie. W konsekwencji zostają wyrwani z korzeniami. Pieniądze płyną swobodnie do Europy. Południowoamerykanie toną w biedzie i długach wobec tych samych krajów europejskich, nie mogą odmówić kwot oferowanych przez Europę za najmniejszego utalentowanego piłkarza, jaki się pojawi. Pamiętamy, że Pelé i Maradona zostali znacjonalizowani, aby nie opuszczać Brazylii i Argentyny zbyt wcześnie. Ci młodzi piłkarze, którzy czasami przybywają przed dwudziestką, wyrwani z korzeniami, odebrani rodzinom, zanim jeszcze je założyli, znajdują się zanurzeni w świecie zupełnie innym niż ten, który poznali. Ta systematyczna grabież dokonywana przez Europę przypomina współczesne niewolnictwo, które wybuchło wraz z wyrokiem Bosmana (orzeczeniem prawnym z 1996 roku znoszącym limit liczby sportowców z UE lub spoza UE, którzy podpisali umowy stowarzyszeniowe lub umowy o współpracy z Unią Europejską w oficjalnej drużynie lub zawodach).
Co możemy powiedzieć o Europie? Przez długi czas Niemcy i Włochy dominowały w Europie. Jedno reprezentowało siłę i potęgę, drugie technikę i złośliwość. Lubiliśmy jedno albo drugie; media społecznościowe tego nie wymyśliły. Dyskutowaliśmy bez końca, opierając się o bar. Media społecznościowe tego też nie wymyśliły. Więc po prostu podchwytujemy stare idee, które naszym zdaniem umarły. Północna Europa uosabiała potęgę, uwalniała siłę, sprawność, a południowa talent, wirtuozerię i swobodę. Południowa Europa była Włochami, a północna Niemcami, a Włochy pokonały Niemcy. Niedawną równowagę osiągnięto dzięki dodaniu utworów latynoskich. Francja, śmiała mieszanka, jako pierwsza wstrząsnęła tą budowlą. Francja miała talent i siłę; nie wszystko było idealnie dopasowane, ale miała to, co najlepsze z obu światów. Ale była krucha. Mentalność Niemiec i Włoch, smak zwycięstwa, który można osiągnąć tylko po wygranej, pozostały ich prerogatywą, a Francja przetrwała, cudownie, jednak przetrwała. Kulminacją tej walki pozostanie mecz Francja-Niemcy w półfinale Mistrzostw Świata w Sewilli w 1982 roku, gdzie Francja grała w romantyczną piłkę nożną i osiągnęła paroksyzm kreatywności przeciwko Niemcom, którzy nie poddali się i strzelili ostatniego rzutu karnego za sprawą byłego pomocnika rzeźnika, Horsta Rubescha. Danie okazało się niestrawne. Francja mogła odnieść wrażenie, że nakryła do stołu, ubrała girlandy, naprawiła prąd, przygotowała wystawny obiad, a na koniec ktoś przyszedł, aby odpalić fajerwerk z trzema petardami i wygrał zakład. Po raz kolejny broń się różni. Następnie Francja zdobyła swój pierwszy tytuł dzięki superbohaterskiemu Platiniemu – Mistrzostwo Europy w 1984 roku. Żaden Francuz nigdy nie grał na tym poziomie w rozgrywkach międzynarodowych. Platini strzelił dziewięć goli w siedmiu meczach, ale to tylko statystyki. Jego mistrzostwo, jego kontrola nad drużyną, jego pewność, że pokaże Europie, że jest najlepszym europejskim piłkarzem, były perfekcyjne, nieugięte i burzliwe. Wielcy mistrzowie mają styl, który ich przypomina. Francja w pewnym sensie odcisnęła swoje piętno na rywalizacji, styl, który należał tylko do nich, był tylko ich, mógł pochodzić tylko od nich, ponieważ łączył technikę i siłę, dumę i pokorę, wiedzę i innowacyjność. Ale era Platiniego miała się ku końcowi, a Francja miała żyć w cieniu odradzających się Włoch i Niemiec. Piłka nożna uczy grać do swoich mocnych stron, a nie do mocnych stron przeciwnika. Romantyczna Francja to spotkanie Hidalgo i Platiniego, dwóch mężczyzn, których nazwiska mówią wszystko o Francji. Reprezentacja Francji może być jedynie konglomeratem. Z drugiej strony, związek zawodników tej drużyny, zwłaszcza w 1982 roku, pozostawia posmak niezwykłej alchemii, wysoce wyrafinowanego dania, którego wyraz wolności był nieznany światu. Po Platinim nadszedł rząd Bosmana, który zaczął niszczyć drużynę, ponieważ wystarczyło kupić zawodników. Zawodnicy przestali należeć do kraju, stali się swego rodzaju franczyzą… bo trzeba było stać się Amerykanami do końca, trzeba było kopiować wszystko. W 1998 roku Francja po raz pierwszy zdobyła Puchar Świata; zwycięstwo zbudowane na sukcesie z 1984 roku. Aimé Jacquet, człowiek wychowany na pracy w rolnictwie, wyposażony w CAP w metalurgii, objął poprowadzenie reprezentacji Francji ku drwinom paryskich dziennikarzy. Chociaż Aimé Jacquet, urodzony w 1941 roku, był pomostem między dwoma pokoleniami, trzymał się z dala od tego romantycznego i kreatywnego modelu piłki nożnej, stawiając na solidność w obronie. Są dwa rodzaje trenerów: ci, którzy chcą stracić o jedną bramkę mniej niż przeciwnik i ci, którzy chcą strzelić o jedną więcej. W obronie Aimé Jacqueta można powiedzieć, że moda na romantyczną grę wygasła. Mistrzostwa Świata w 1982 roku były swego rodzaju szczytem dla tej gry, z trzema drużynami: Argentyną, Brazylią i Francją, z dwoma lub trzema numerami 10 i kładącymi nacisk na kreatywność. Żadna z tych trzech drużyn nie dotarła do finału Mistrzostw Świata w 1982 roku, na których Włochy zmierzyły się z Niemcami i pokonały je. Te dwie reprezentacje wzmocniły defensywę. Mistrzostwa Świata w Meksyku w 1986 roku przyniosły zwycięstwo Argentynie, która porzuciła swój ekstrawagancki styl… Jeśli reprezentacja Francji w latach 1974-1982 bazowała na powiązaniu Hidalgo-Platini, to reprezentacja Francji od 1996 roku do dziś bazuje na powiązaniu Jacqueta-Deschampsa. Kierując się tą samą filozofią i tym samym pragmatycznym podejściem do gry, obaj panowie zgodzili się co do tego, że piłka nożna powinna przede wszystkim opierać się na atletycznych zawodnikach i solidnej obronie. W czasach niemieckiej dominacji, Gary Lineker, wybitny angielski piłkarz, oświadczył: „Piłka nożna to gra jedenastu na jedenastu, w której ostatecznie wygrywają Niemcy”. W przypadku Aimé Jacqueta, a tym bardziej Didiera Deschampsa, powiedzenie to można było powtórzyć, zmieniając nazwę Niemiec na Francję.
W 1978 roku argentyńscy piłkarze zwrócili się do swojego trenera, Luisa Césara Menottiego, przyznając, że boją się grać przeciwko niemieckim zawodnikom, których dopiero co poznali, a których przewyższali o centymetry i kilogramy. „Jak można wygrać z takimi sportowcami, trenerze? Są wspaniali i potężni! Nie mamy szans!”. Menotti, wierny swojemu mądremu stylowi, spojrzał na nich i odpowiedział: „Są wyżsi od was, silniejsi od was, potężniejsi od was, ale nie przetrwaliby dwóch tygodni, gdybyście ich postawili w waszych warunkach. Więc nie bójcie się ich; to oni powinni bać się was”. Piłka nożna pozostaje dyscypliną, w której Dawid może pokonać Goliata. Proca Dawida, spryt i technika to to, z czego Argentyńczycy korzystają w starciu z siłą.
Mistrzostwa Świata w Katarze miały zestawić Europę z Ameryką Południową, a stare chwały były gotowe na walkę z młodymi pretendentami. Francja natychmiast zmieciła z powierzchni ziemi bałagan po poprzednich zwycięzcach, awansując ze swojej, przyznajmy, łatwej grupy. Brazylia zrobiła to samo. Argentyna rozpoczęła chaotycznie, przegrywając z Arabią Saudyjską. Pierwsze zimowe Mistrzostwa Świata były w pełnym rozkwicie i miały w zanadrzu niespodzianki. Niewiele drużyn wyróżniało się grą, niewiele było brawurowych, a Ekwador zdobył nagrodę za najbardziej olśniewającą grę. Jak zawsze od 1986 roku, druga runda przyniosła wzrost napięcia wraz z rozpoczęciem meczów pucharowych. Szybko zauważono zapał południowoamerykańskich kibiców, ponieważ Brazylia i Argentyna grały u siebie. Ponad 50 000 argentyńskich kibiców, nie licząc wszystkich kibiców Messiego, na jego ostatnim Mistrzostwie Świata. Wśród Argentyńczyków są dwaj Lionele: Messi i Scaloni, trener, który zbudował solidny, jednorodny zespół i, przede wszystkim, będzie w stanie dostrzec zawodników zdolnych do przewyższenia samego siebie. Kluczem do sukcesu będzie konsekwencja w doborze zawodników. Scaloni jest synem José Pekermana, który z kolei jest synem Menottiego. Pokrewieństwo, historia, wciąż mają ogromne znaczenie dla Argentyńczyków, którzy postrzegają siebie jako naród. To uczucie jest stale podsycane przez piłkarzy, którzy mówią o „la gente” (ludzie) jako o czymś najświętszym. Pieśń zespołu La Mosca , prawdziwy hymn Argentyny: „Muchachos, ahora vivemos a illusionar” opowiada współczesną historię Argentyny, skupiając pod jednym dachem: ofiary wojny o Falklandy, Diego Maradonę i jego rodziców, nieszczęścia Argentyny i jej zdolność do przetrwania! Argentyńska federacja, po dekadach zwlekania, postanowiła dać sobie środki do budowania – nic nie jest prostsze we współczesnym świecie. Scaloni, głupi wybór w tamtych czasach, niedawno emerytowany piłkarz, który grał z Messim na Mistrzostwach Świata w 2006 roku, budował wraz ze znanymi byłymi piłkarzami: Ayalą, Aimarem, Samuelem, pod wodzą Menottiego. I tu znów: korzenie! Jeśli Mosca śpiewa o współczesnej historii Argentyny, Scaloni i jego zespół opierają swoją wiedzę na historii argentyńskiej piłki nożnej trwającej czterdzieści lat. W Argentynie zamiłowanie do pięknego dryblingu, pięknych podań w rytmie tanga osiąga się lepiej, jeśli jest się utalentowanym technicznie! Technika i determinacja ! Tak, dodajmy siłę psychiczną i nastawienie, dumę, aby dopełnić portretu argentyńskiej piłki nożnej. Determinacja , która przyprawia o dreszcze i czasami może zachęcać zawodników do nadmiernej agresji. Przed finałem pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy, jest poczucie wyższości, które rozszerza wypowiedzi Mbappé. Kolo Muani oświadczył na konferencji prasowej: „Grałem przeciwko Messiemu i to nie zmieniło mojego życia!”. Nawet jeśli łatwo w to wierzymy i jesteśmy pewni, że jest jeszcze bardziej realnie, pokora nakazuje inaczej mówić o żywej legendzie. Francuska prasa kontynuowała w tym duchu, okazywała pogardę Argentynie, uważając się za bardzo lepszą, obnosząc się z tym i zastanawiając się, jak ta drużyna „robotników” (pomijając Messiego) może niepokoić naszych The Blues. Ale dla Argentyńczyka jego drużyna musi być do niego podobna! I ten skład do niego pasuje! Skład, który walczy zębami z Francją lub Holandią, potęgami gospodarczymi bezkonkurencyjnymi. To wieczna Argentyna! A sposób, w jaki Scaloni i jego „scalonetta” (przydomek nadany reprezentacji) rozpoczęli ten finał, od razu pokazał, że w żaden sposób nie boją się konfrontacji z mistrzami świata. Na to, co wydawało się arogancją, chwilami formą rasizmu, a nawet wyraźnym europocentryzmem, Argentyńczycy odpowiadali dumą, grintą i techniką. Scaloni najpierw przewyższył Deschampsa taktyką! Przez trzy mecze argentyński trener dopracowywał swój zespół, który musiał improwizować w trakcie rozgrywek, a zwłaszcza po porażce z Arabią Saudyjską, gdzie niektórzy zawodnicy pokazali, że są poza formą. Widać było inspirację Pekermanem, z niezwykłą linią pomocy złożoną z Maca Allistera, De Paula i Hernandeza, którzy grali jako trzej zawodnicy z numerem 5 (południowoamerykański numer 5: libero przed obroną, który porządkuje sytuację i który jest niemal jak głęboka dziesiątka, grająca z taką samą swobodą jak numer 10). Scaloni zbudował linię pomocy z trzema zawodnikami, którzy wszyscy trzej grają jak numer 5, wypełniając swoją rolę, pokrywając ogromną część boiska i poruszając się po okręgach odśrodkowych i dośrodkowych, a jednocześnie jako pojedyncza piątka z trzema zawodnikami, którzy mogli zmieniać się i doprowadzać przeciwników do szału, widząc ich raz po lewej, raz po prawej stronie. Drugi gol Argentyńczyków jest zatem wzniosły, z Mac Allisterem na prawym skrzydle, podczas gdy sam grał na lewym, a de Paulem w środku pola, na którym rzadko się odważył. Do tego dochodzi szaleństwo kontynuowania akcji do samego końca, czego uczymy się na stadionie Masía w Barcelonie, chwalone na przykład przez Pekermana, noszenia piłki tak długo, jak to możliwe, by popychać i dezorganizować drużynę przeciwną. Z mistrzem takim jak Messi, który ożywia wszystkie te elementy, z śmiałym i nieustannie naciskającym Juanem Alvarezem, ta drużyna może liczyć na wielkie rzeczy. Od Holandii po Francję, w trzech meczach Argentyna zbudowała tę pomoc, udoskonaliła ją, wypolerowała i zdominowała wszystkich przeciwników, nawet chorwacka pomoc, chwalona przez całe rozgrywki, została wchłonięta przez argentyńską pomoc. I nikogo to nie zmartwiło po stronie francuskiej? Finał będzie dramatyczny, jak go znamy, wspaniały, bardzo trudny dla Argentyny, która mogłaby zakończyć mecz w 90 minut, gdyby po prowadzeniu 2:0 zmobilizowała się do akcji. A grinta odegrała kluczową rolę, gdy w dogrywce Argentyna podniosła głowę, wróciła do swojego planu gry i znów zaczęła dominować, jakby nic się nie stało, podczas gdy przeszła przez burzę, w której jej przetrwanie wisiało na włosku, jakby okrucieństwo meczu nie miało wpływu na tę drużynę, jakby wiedziała, niczym argentyńskie przeznaczenie, że znów będzie cierpieć, by zobaczyć światło na końcu tunelu, mógłby powiedzieć Ernesto Sabato. Lionel Messi, rekordzista w liczbie meczów na Mistrzostwach Świata, jest pierwszym piłkarzem, który strzelił gola w fazie grupowej, 1/8 finału, ćwierćfinale, półfinale i finale! Uświęcenie. A intensywność, jaką Messi włożył w te Mistrzostwa Świata, była niesamowita. To właśnie tę intensywność rozpoznali Argentyńczycy. Introwertyczny Messi udowodnił, że jest kapitanem tej drużyny i to właśnie kształtując tę cechę, stając się kolejnym Messim, bardziej otwartym, bardziej ekstrawertycznym, Messi stał się Messim! Potomek Maradony stał się jego równym. Cztery miliony Argentyńczyków wyszło na ulice, by uczcić swoich bohaterów. Cztery miliony ludzi ! Ziemia się zatrzęsła! Cały świat kibicował Argentynie! Cały świat pomalował się na niebiesko i biało. Cały świat stał się Albiceleste . W ten sposób Argentyna pokazała Mbappé, że południowoamerykański futbol nie umarł!
Więcej informacji znajdziesz na blogu Emmanuela L. Di Rossettiego
Zapisz się, aby otrzymywać najnowsze wpisy na swój adres e-mail.