Dziennik podróży

Oshio Heihachiro, Samuraj Rebelii

Aby w pełni zrozumieć działania Oshio Heihachiro, ważne jest, aby zrozumieć, że są one podyktowane antyrewolucyjnym charakterem i wolą. W postawie Oshio Heihachiro nie ma nic, co kwestionowałoby ustalony porządek. Oshio Heihachiro wie, że system jest nie tylko udoskonalalny, ale także funkcjonalny. To, co czyni system mniej skutecznym, ma więcej wspólnego z ludźmi niż z samym systemem.

Gniew Oshio skierowany jest na ludzi, na to, co psuje system.

Sugerowanie, że robak w owocu jest przyczyną wszelkiego zła, to filozofia, która zawsze towarzyszyła naszym rewolucjom. Ten, kto chce utopić swojego psa, oskarża go o wściekliznę...

Istnieje zachodnia arogancja, która wierzy w nieomylność człowieka. Ta zachodnia arogancja stanowiła i nadal stanowi istotę jego antytradycyjnego charakteru; i stanowi coraz bardziej podatny grunt dla woli stojącej za społeczeństwem egalitarnym.

Przeczytaj więcej na temat „Oshio Heihachiro, samuraj rebelii”

Krzyki przerażenia Onfraya

Onfray przeczytał więc książkę, która ujawnia genezę Ernsta Jüngera... Michel Vanoosthuyse: Faszyzm i czysta literatura . Ujawnia ona — jak zawsze powtarza nam samozwańczy filozof zmysłowości — że Jünger zawsze był faszystą i że spędził lata, znaczną część swojego życia, pół wieku, zacierając ślady tych faszystowskich lat. Każdy, kto znał Ernsta Jüngera, nawet z daleka, może się tylko uśmiechnąć na te stwierdzenia. To, że Ernst Jünger zmyśla swoje życie dla potomności, jest groteskowe. Jünger zawsze był antytezą tej makiawelicznej postaci, którą Onfray myślał, że odkrył w książce. W końcu uświadomienie sobie, że ta książka pana Vanoosthuyse'a została opublikowana przez wydawnictwo Agone, w końcu wywołuje uśmiech na mojej twarzy. Można by mieć nadzieję, że pan Vanoosthuyse spędzi więcej czasu na nauce od Jüngera niż na prowadzeniu wokół niego polowania na czarownice. Tylna okładka jest zatem wyjątkowo pozbawiona inspiracji, ponieważ kończy się słowami: „co obejmuje wejście autora z faszystowską przeszłością do „czystej” literatury”. Co to takiego? Jünger byłby jedynym prawicowym autorem (podsumowuję tu sposób myślenia tych lewicowych dżentelmenów, którzy faszyzm dają za „tak” lub „nie”), który wszedł do literatury? Czym jest czysta literatura? Literatura lewicy? To kiepski początek dla wydawnictwa Agone, które – patrząc z tylnej okładki – nie wykazuje wielkiego kunsztu redakcyjnego…

Jeśli chodzi o Onfraya, z całego artykułu rozumiemy, że martwi go tylko jedno i w tym świetle moglibyśmy go zrozumieć – to wolność, niezwykła wolność Jüngera w każdym wieku, w każdej epoce, aż do jego ostatnich dni. Michel Onfray nic nie rozumie z wolności Jüngera. Dlatego, nie rozumiejąc jej, chce jej nienawidzić. Chce pokazać, że to podstęp. A Jünger poświęcił pół wieku na jej kształtowanie.

Ponieważ Michel Onfray musiał całe życie wkładać w to, by dać się oszukać. Musiała mu wystarczyć ta książka, by pozbawić go złudzeń co do swojej niewinności , jak sam przyznaje. Możemy się tylko śmiać, Michel Onfray jest człowiekiem czynu, kiedy chce. I uważa nas za głupców. Kto uwierzy choć przez sekundę, że kiedykolwiek kochał Jüngera? Jeśli Onfray mówi, że kocha Jüngera, to dlatego, że się popisuje. Popisuje się. Wygłasza przemówienia. Ma na myśli. Ja jestem. Myślę. Otwartość umysłu. Ekumenizm. Introspekcja. Krytyczne myślenie. Tolerancja wciąż. Tolerancja zawsze. Dobre sumienie. Tak, to wszystko, co teraz jest. Michel Onfray może spędzić kilka żyć na zacieraniu śladów, łatwo będzie wydobyć wszystkie chwile, kiedy udawał.

Szkoda, że Michel Onfray potrafi też mówić rzeczy, które nie należą do jego klanu, obozu, rodziny politycznej. Czasem potrafi prześlizgnąć się przez sieć i rozpoznać uczciwość u swoich adwersarzy. Ale zawsze musi się wyluzować, zawsze musi się schować, musi się rozreklamować, więc musi zrobić show… Tyle marnotrawstwa. Trudno zrozumieć, jak Michel Onfray może zainteresować się tą niewielką, obciążającą książką Michela Vanoosthuyse’a… Sprawia wrażenie pięknego psa o lśniącej sierści tarzającego się w błocie.

Ojciec de Smet

Istnieją niesamowite historie. Historia Pierre'a Jeana Smeta jest jedną z nich.

Rozmawiając z tym samym entuzjazmem z moim przyjacielem JB z C., któregoś wieczoru, opowiedziałem mu o moim pomyśle, że ksiądz przybędzie do Japonii w latach 30. XIX wieku – coś niemożliwego, a może wręcz niemożliwego. Japonia jest całkowicie zamknięta na świat zewnętrzny, epoka Meiji po cichu przygotowuje się za kulisami, a przede wszystkim zakony, podobnie jak świat zachodni, oszalały na punkcie Nowego Świata. Tak, ale tam zawsze trzeba mieć nadzieję na wielką, niezależną postać katolicką.

Pierre Jean de Smet jest jednym z nich. Ten ksiądz, nazywany przez Indian „czarną sutanną”, negocjował z Siedzącym Bykiem, podczas gdy Lincoln zasięgał jego rady. Nie mając dwulicowego języka, często dokonywał cudów (czytanie jego biografii pokazuje, jak wiele to słowo wciąż może znaczyć). Ojciec de Smet, który odbył niesamowitą podróż po Górach Skalistych i był nieocenionym źródłem inspiracji, wprowadził etykę tam, gdzie politycy stawiali już tylko na cynizm i pragmatyzm.

Świat świecki i współczesny

Jest piękne włoskie słowo „vergogna”, jest francuskie słowo „shame” (wstyd), które w czasach nowożytnych zostało pozbawione swojego znaczenia.

Kto nie znalazł się w środku kolacji z bliskimi przyjaciółmi i nie miał ochoty uciec, uciec, by nie musieć dłużej znosić głupoty, niespójności, „drobnomieszczańskich” uwag, wulgarności? Potrzeba świeżego powietrza pojawia się, gdy nasze płuca nie są już w stanie pomieścić odrobiny powietrza z otoczenia. Bardzo często ci, których kochamy, którzy tylko powtarzają to, co przeczytali w gazetach, na blogach, irytują nas… Internet może być prawdziwym wrogiem inteligencji.

Zazwyczaj podczas takich kolacji najgorsze jest to, gdy poruszane są kwestie religii.

Świecki, współczesny świat ustanowił monstrualne, zmienne, żarzące się prawo: religia musi być ograniczona do „sfery prywatnej”. To ostatnie sformułowanie medialne ująłem w cudzysłów z powodów, które wkrótce zostaną zrozumiane; jak to często bywa z wypowiedziami medialnymi, nic ono nie znaczy. Nie jestem przeciwny idei pewnej swobody w praktykowaniu religii, ale jestem przeciwny ukrywaniu faktu, że jestem chrześcijaninem. Zwłaszcza w takim kraju jak nasz! Ale czy problem nie leży gdzie indziej? Czy ten kraj nie przestał nienawidzić samego siebie?

Przeczytaj więcej o „Świecie świeckim i współczesnym”