Kopaczka złota

Dzień

Spełniał swoje jedyne pragnienie każdego dnia bez wysiłku. Wstał i w myślach policzył, ile czasu mu to zajęło. Liczył czas, jakby go opanował, podczas gdy on uciekał. Znał swój wiek, ale uparcie odmawiał zaskoczenia jego skutkami. Wezwał swój umysł i ciało, by utrzymywały je w gotowości, czujności i świadomości upadku, który toczył z nimi wojnę. Ubrał się z gracją i skrupulatnie zanurzył i zacisnął pięści w kieszeniach, lewą na chusteczce zwiniętej w kulkę, tej, którą dała mu żona, a prawą na małym krzyżyku, który również otrzymał, ale już nie wiedział, kto mu go podarował. Uspokojony ich symboliczną obecnością, dokończył przygotowania.

Uległ innemu rytuałowi – siadania w fotelu i picia kawy, patrząc przez okno na falujący krajobraz i wąwozy przecinające dal. Dał w ten sposób upust wyobraźni i księdze wspomnień. Doceniał jej kalejdoskop obrazów. Kochał tę rzekę obrazów, jednego dnia uspokajający strumień, drugiego bulgoczącą wodę; podsumowywała jego życie, wręcz je wyostrzała, przywracając mu niezwykłe szczęście, które iskrzyło w każdym jego fragmencie i narzucając mu nieocenioną motywację.

Przeczytaj więcej o „The Gold Digger”

Szkic autorytetu, czyli definicja postępowości.

Po artykule „ Skąd ta nienawiść do władzy?”, spotkałem się z wieloma reakcjami. Pierwsza polegała na myleniu, a raczej proszono mnie, abym nie mylił władzy z autorytetem. Tutaj widać jedno: wiele osób w mediach społecznościowych nadal zgadza się z tą różnicą. Dla nich wyznacza ona wręcz granicę, którą uznają za nie do przekroczenia, nawet jeśli niewielu z nich odważa się wyjaśnić różnicę między władzą a autorytetem. A ponieważ artykuł był częściowo poświęcony zaznaczeniu tej różnicy, być może nie w zwyczajowy sposób, zszokował i sprowokował pytania. W wielu dyskusjach na X komentarze głosiły, że ten artykuł broni Emmanuela Macrona! Tak właśnie przeglądamy Internet! Ale zrozummy, że dla wielu Francuzów prezydent Republiki uosabia autorytarną formę władzy.

Istniała więc taka intuicja dotycząca posłuszeństwa: „autorytet zawsze inauguruje coś nowego poprzez panowanie nad własnymi namiętnościami”. W tym zdaniu można zastąpić słowo autorytet dogmatem. Oceniam, które z tych dwóch słów jest bardziej przerażające. Odwrócenie wartości i znaczeń słów pozwala postępowcom powiedzieć niemal wszystko i uczynić z tego… dogmat. Postępowiec żywi się jedynie „ideami unoszącymi się w powietrzu”, zgodnie ze wspaniałą formułą Claude’a Tresmontanta. Gdybym miał nieco wyjaśnić tę formułę, powiedziałbym, że postępowiec jest zakorzeniony we własnym myśleniu. Rozwija swoje myślenie, aby je przede wszystkim rozwinąć, postępowiec działa dla samego działania, nie będąc posłusznym żadnej władzy, ucieka od depresji i samotności, które wywołuje w nim myśl zwrócona wyłącznie ku sobie. Odtąd czerpie z najnowszych zachcianek, aby budować nowe. Czyż nie dostrzegamy związku między przebudzeniem a podważającą go od dziesięcioleci we Francji pracą przeciwko temu, co nazywano – wypaczając to – powieścią narodową? Ci, którzy byliby lewicowymi zwolennikami Joanny d'Arc na początku XX wieku, są dziś jej krytykami i twierdzą, że ona nie istniała! To pokazuje, jak postępowość to machina, która sama z siebie wykoleja się, wierząc, że się sama naprawia, a jedynie pogłębia swój szalony pęd. Postępowcy i lewica w ogóle są prawdziwymi reakcjonistami naszych czasów i stają się nimi coraz bardziej, zmuszeni do tego lotu, ponieważ nie są zdolni do ujawnienia swoich błędów i krzywd. Mylą się i oszukują. Reagują jedynie na wydarzenia, nie stosując nigdy najmniejszego empiryzmu, ponieważ zamieszkują przyszłość (mówię przyszłość, a nie przyszłość, ponieważ nie ma przyszłości bez przeszłości, gdy przyszłość reprezentuje cel do osiągnięcia, który zawsze się wymyka).

Autorytet inauguruje coś zupełnie innego. Proponuje poleganie na przeszłości, aby zdefiniować lub przedefiniować to, co możemy sobie wyobrazić. Z pewnością nie jest to absolutyzm, lecz raczej konserwatyzm. Dlatego też tak mało jest prac na temat konserwatyzmu. Wiele pisze się o tym, jak zachować, chronić i promować, ale rzadziej o tym, jak czerpać z tego wizję. Konserwatysta nieustannie oddaje tę przestrzeń postępowcowi, który się nią rozkoszuje, mimo że nie ma z nią nic poważnego wspólnego. Kto przy zdrowych zmysłach zaproponowałby przekształcenie naszej starzejącej się i bankrutującej demokracji, żyjącej na podtrzymaniu przy życiu, w system polityczny służący obronie mniejszości? Nie neguję ochrony słabych; neguję, że powinna ona stać się jedynym motywem działań politycznych. Zwłaszcza że słabość postępowca kryje się pod mdłym ideologicznym płaszczem. W istocie zawiera ona prawo do inwentaryzacji słabych. Są słabi i słabi. Jednak polityka bardzo źle się miesza z sentymentalizmem, a nasza demokracja jest w nim pogrążona. Konserwatysta ignoruje opisywanie swoich działań, konstruowanie wielkich planów i uatrakcyjnianie ich. Ponieważ jest pogardzany przez postępowych moralistów, którzy nieustannie zamykają go w moralnym kocu opartym na sentymentalnych osądach. Zawieszenie tego dyktatu zmusiłoby nas do przyjęcia etykietki autorytarnej, ale tym razem etykietka ta nie byłaby już nadawana przez ludzi, jak w przypadku Emmanuela Macrona – ponieważ ludzie uznają prawowitą władzę – ale przez prasę i postępową inteligencję. Kto by narzekał?

Heliopolis Ernst Jünger marzył o państwie poza polityką, rządzonym przez „Regenta”. W naszym współczesnym świecie nie ma regenta, tylko dwa obozy szpiegujące się nawzajem, nie myśląc, że mogą sobie cokolwiek wnieść. Ten antagonizm jest coraz bardziej widoczny na wszystkich poziomach społeczeństwa. Wskazuje on na utratę wspólnego gustu, narastający brak kultury i atrofię języka, który zostaje zredukowany do najprostszej formy wyrazu – a przynajmniej do swojej najprostszej użyteczności, jak język amerykański. Język amerykański robi z językiem francuskim to samo, co z angielskim, wyczerpuje go – nie potrafi już wyrazić niuansów, których wymaga dialog. Etykietujemy i klasyfikujemy wszystkich według tego, co myślą, w co wierzą lub na co głosują. Dyskusja staje się stratą czasu, a ponieważ uczestnicy nie mają żadnego znaczenia, dialog nie może go zyskać. Działa tu nieuchronność, rodzaj przeznaczenia.

Los uwodzi i oczarowuje ludzi, gdy przestają wierzyć w wolność. Zachód nie wierzy już w wolność, bo nie wierzy już w Boga. Nasza cywilizacja przez wieki zdołała spleść niezwykłe, nierozerwalne więzy z wolnością; ciągnięcie za luźną nić oznacza unicestwienie naszego świata. Dziedzictwo odmawia prawa do inwentaryzacji.

Wygnanie, migranci i Ojciec Święty (2)

Refleksje nad różnymi wypowiedziami Ojca Świętego dotyczącymi migrantów

Nie wszyscy migranci przybywający dziś do Europy uciekają przed katastrofalną sytuacją. Często przybywają z szerokimi uśmiechami na twarzach. Nie wszyscy wydają się być nędzarze. Nie okazują nostalgii za swoim krajem i przybywają masowo, by znaleźć inny. Melancholia jest nieobecna, ponieważ rekompensuje ją komunitaryzm, który importują i na nowo odkrywają. Wreszcie, podróżują jako osoby samotne, bez żon i dzieci, co powinno być intrygujące. Przynajmniej. To, że kryje się za tym jakaś wola, wydaje się oczywiste, nawet jeśli przy tym zdaniu pojawi się etykietka teoretyka spiskowego. Staromodni migranci opuszczali niekorzystną sytuację nie po to, by znaleźć pocieszenie, ale by uciec przed piekłem, nie mając pewności, że je znajdzie, ale uzbrojeni w nadzieję, jak wspomniałem powyżej. Wyjeżdżali z żonami i dziećmi, ponieważ chcieli je chronić. Poczucie narodowe zanikło wśród współczesnych migrantów; czy są anarodowi? Jeśli tak, to co mogłoby ich uczynić anarodowymi, ponadnarodowymi? Skąd biorą pieniądze na przeprawę? Podczas wojny w Iraku chrześcijańskie władze religijne zauważyły, że paszporty i wizy były szeroko rozpowszechnione, podczas gdy przed wojną ich uzyskanie było niezwykle trudne. Wreszcie, fakt, że większość tych migrantów to muzułmanie, również powinien budzić wątpliwości. Skoro wiemy, że muzułmanin musi umrzeć (a zatem żyć) na muzułmańskiej ziemi, możemy jedynie zastanawiać się nad ich brakiem chęci dotarcia do muzułmańskiej ziemi. Zwłaszcza że często są one znacznie bliżej niż Europa. Tyle pytań, których papież Franciszek nigdy nie zadaje. Tyle pytań, które mimo to wydają się oczywiste.

Modlitwa Rzemieślnika

Modlitwa monastyczna z XII wieku
Naucz mnie, Panie, dobrze wykorzystywać czas, który mi dajesz na pracę…
Naucz mnie łączyć pośpiech i powolność, spokój i żarliwość, zapał i spokój. Pomóż mi na początku pracy. Pomóż mi w sercu pracy… A przede wszystkim wypełnij luki w mojej pracy: Panie, w każdym trudzie moich rąk zostaw łaskę od Ciebie, abym mógł mówić do innych, a brak ode mnie, abym mógł mówić do siebie.

Zachowaj we mnie nadzieję doskonałości, bo inaczej straciłbym ducha. Zachowaj we mnie niemoc doskonałości, bo inaczej zatraciłbym się w pysze…

Panie, nigdy nie pozwól mi zapomnieć, że cała praca jest pusta, jeśli nie ma w niej miłości…

Panie, naucz mnie modlić się rękami, ramionami i całą moją siłą. Przypomnij mi, że dzieło moich rąk należy do Ciebie i że to ode mnie zależy, czy oddam je Tobie, oddając je… Że jeśli czynię to, by zadowolić innych, jak kwiat trawy, zwiędnę wieczorem. Ale jeśli czynię to z miłości do dobra, pozostanę w dobru. A czas czynienia dobra i dla Twojej chwały jest teraz.

Amen

Antygona, buntownicza i intymna (7/7. Miłość)

Część 7 i ostatnia: Miłość

Pragnienie Antygony jest rodzinne; nie chce zostawić brata niepogrzebanego; Kreon natomiast pragnie ugruntować swoją pozycję króla i zademonstrować swoją władzę. Antygona faworyzuje więzy rodzinne, które ucieleśniają miłość i ujawniają istnienie. Kreon ustanawia swoją władzę, podpisując akt prawny, który ma na celu ustanowienie jego autorytetu. To samo słowo charakteryzuje ich działanie: pożądanie. Lecz pożądanie nie uznaje pożądania w drugim człowieku; można by sądzić, zwłaszcza jeśli ktoś ma ochotę schlebiać pożądaniu dla niego samego, że pożądanie popiera każde pragnienie, jakie napotka. Między Kreonem a Antygoną liczy się miara pragnień. Twarzą w twarz Antygona i Kreon będą zwiększać miarę swoich pragnień w miarę napotykanych przeciwności. Ale czy źródło pragnienia Antygony jest dziś nadal zrozumiałe? Rzeczywiście, pragnienie Antygony, to pragnienie oparte na sprawiedliwości, sprawiedliwości wyświadczonej szczątkom jej brata i bogom, to pragnienie nabiera pełnego znaczenia, ponieważ jest wspólnotowe, jest częścią miasta i rodziny, zredukowaną wizją miasta, a w wierze Antygona opiera się na bogach, by rzucić wyzwanie Kreonowi. Antygona nie wyraża osobistego pragnienia, broni wiecznego prawa, broni swojego obowiązku jego głoszenia, proklamowania przed każdą potęgą, która uważałaby się za wyższą od niej. Od kiedy to nie słyszeliśmy nikogo, kto by w przestrzeni publicznej wystąpił, by ogłosić swój obowiązek za cenę życia? Co najgorszego? Przyzwyczailiśmy się do tej ciszy, do tej rezygnacji, transcendentalne prawa straciły dla nas znaczenie, więc nic nie przychodzi nam do głowy, by je przeoczyć i tym samym skorygować prawa, które uchwalamy i otaczamy niczym śmieci w strumieniu wody. Wspólnoty, które wzmacniały jednostkę w przestrzeni, która ją chroniła i pozwalała jej się rozwijać, zostały rozbite. Jednostka przypomina teraz szalonego elektrona, który może się jedynie odrodzić dzięki podmuchom wiatru, które nieustannie go wyczerpują i dezorientują, wymazując nawet pragnienie sensu życia. Życie społeczne opiera się na prawie i tylko na prawie, ale w miejscu pozbawionym geografii, złożonym z ludzi oderwanych od rzeczywistości, wszystkie prawa są równe i miażdżone w odrażającym chaosie. Kreon ma władzę. Antygona jest córką Edypa. W czasach, gdy liczy się tylko posiadanie, posiadanie, zdobywanie, Antygona niewiele znaczy – skoro trzeba ją oceniać. Metodyczne niszczenie wszelkiej metafizyki jest niczym zbrodnia przeciwko ludzkości. Być może największa, jaką świat kiedykolwiek znał. Skoro jednym kliknięciem mogę zdobyć wszystko, wystarczy, że poznam swoje pragnienie, by je zaspokoić. Rozumiemy również, że to indywidualne pragnienie, którego nic nie chroni przed jego apetytem, nie zna żadnych ograniczeń, zwłaszcza tych narzuconych przez innych; wtedy do głosu dochodzi zazdrość, wypaczone, poniżające pragnienie.

Przeczytaj więcej w „Antygona, buntownicza i intymna (7/7. Miłość)”

Zidentyfikować

Tożsamość dzieli się z jednej strony na bazę, która jest w nas, mimo że nie jesteśmy w stanie czerpać z niej żadnych szczególnych zasług, naszą naturę i edukację (kulturę), którą otrzymaliśmy, oraz na konstytutywny ruch życia, który odkrywa elementy, których nie wymienia nasza natura ani nasze wykształcenie, ale które muszą być odczytane u szczytu naszej natury i naszego wykształcenia.

Wiele z tego procesu zachodzi, nawet o nim nie myśląc. Jest on jednak niezbędny, pierwotny i wymaga od nas nieustannego weryfikowania tej natury i tej edukacji, tak jak wymaga od nas nieustannego weryfikowania tych nowych elementów przez pryzmat naszej natury i naszej kultury.

Równowaga jest niezbędna: bycie na rozdrożu naszej natury i naszej kultury. Oznacza to dobre poznanie ich obu. Nie ma mowy o zapomnieniu lub, co gorsza, o nieuświadomieniu naszej natury, o zapomnieniu lub, co gorsza, o utracie korzyści płynących z edukacji, by zbliżyć się do brzegów nowości, bo inaczej będziemy niczym więcej niż znoszoną flagą na wietrze. Nie będziemy mieli kryteriów oceny nowości i ryzykujemy, że dostrzeżemy w tej nowości jedynie nowość i z tego powodu się nią zafascynujemy. Nie ma wiedzy poza sobą, która mogłaby wymknąć się situ naszej natury i naszej kultury.

Antygona, buntownicza i intymna (6/7. Powołanie)

 

Cóż za zamieszanie wokół tożsamości! Słowo to nie pojawia się ani w greckim eposie, ani w tragedii. Tożsamość w czasach Antygony opierała się na pochodzeniu i przynależności do miasta. Tożsamość była przesiąknięta korzeniami. Rodzina i miasto gromadziły pod wirtualnym sztandarem wszystko, co druga osoba musiała wiedzieć o sobie przy pierwszym spotkaniu. W starożytności nikt nie ogłaszał swojej tożsamości ani jej nie ogłaszał, i nikt o niej nie decydował. Nie chodziło o włożenie kostiumu. Ludzie byli zależni od swojej tożsamości. Tożsamość była niczym ciężar; trzeba było być jej godnym. Ustanowiła byt i stawanie się. Era nowożytna uczyniła z niej problem, ponieważ przekształciła tożsamość w coś, co można nabyć lub odrzucić. W swojej współczesnej fantazji o wierze, że można wybierać wszystko i zawsze, era nowożytna zastąpiła bycie posiadaniem za pomocą nieubłaganej metody. Jednak ta logika, ta ideologia ma swoje granice: pewnych rzeczy nie można nabyć, między innymi: inności. Życie własną tożsamością, bycie tym, kim się jest, zamieszkiwanie swojego imienia , dopuszczanie intymności, a zatem wiedzy i pogłębiania własnego bytu – to są warunki sine qua non spotkania z drugim człowiekiem. Pierwsza różnica między Kreonem a Antygoną tkwi właśnie w tym miejscu, w gruncie, na którym zbudowana jest walka. Antygona zachowuje w sobie zakorzeniony dar starożytnych, bogów, to zakorzenienie, które definiuje autorytet, na którym opiera się, by przeciwstawić się temu mężczyźnie, swojemu krewnemu, królowi, który opowiada się za wolą władzy i czuje się przez nią zaślepiony do tego stopnia, że słyszy jedynie swój własny głos, jego echo. Czytaj więcej o „Antygonie, buntowniczej i intymnej (6/7. Powołanie)”

Antygona, buntownicza i intymna (3/7. Przeznaczenie)

IMG_0554

 

Część 3: Przeznaczenie

Człowiek zstępuje z drzewa. Człowiek, jak drzewo, jest definiowany zarówno przez swoje korzenie, jak i owoce. Człowiek, jak drzewo, potrzebuje elementów zewnętrznych i wewnętrznych, aby osiągnąć dojrzałość. Człowiek przypomina ten pień wyrzeźbiony przez próby, opierający się na korzeniach i rodzący owoce mniej lub bardziej piękne, mniej lub bardziej dobre… Podobieństwa między światem roślin a człowiekiem są nieskończone. Od wody, która odżywia korzenie, przez słońce podlewające owoce, po tlen wydzielany przez liście, całe to życie, które wdziera się i krąży nieodwołalnie, przypomina nam o kondycji ludzkiej. Drzewo jest metaforą rodziny. Od sadzonki do owoców i liści rozwija się metafora historii człowieka i rodziny. Jakie złe wróżki czuwały nad narodzinami rodziny Labdacides, od której pochodzi Antygona? Każdy człowiek o czystym sumieniu uznałby to za nieszczęście i patologiczne wytłumaczenie decyzji Antygony. Jak ta mała Antygona staje się tym bohaterskim owocem, rodząc się na pniu tak pełnym stygmatów i siniaków? Przeznaczenie smaga i prowadzi tę rodzinę w sposób nieprzerwany i otępiały, aż nagle Antygona uwalnia się z tego kaftana bezpieczeństwa, uwalnia całą swoją rodzinę, rozpina go i dopełnia odrzucenia przeznaczenia. Cóż za cud! Z daleka, uczepione gałęzi, dwa liście zawsze wydają się identyczne, ale wystarczy podejść bliżej, by dostrzec, jak bardzo się różnią. Czytaj więcej o „Antygonie, buntowniczej i intymnej (3/7. Przeznaczenie)”

Antygona, buntownicza i intymna (2/7. Pogrzeb)

IMG_0959-1024x768

Część 2: Pogrzeb

— „ Moja najdroższa Ismono. Przyszedłem dziś rano, żeby ci powiedzieć, że załatwiłem wszystko. Zatrudniłem tych samych przedsiębiorców pogrzebowych dla naszych dwóch braci. Nie mogłem wybrać, a ponieważ nasi bracia nie zostawili ostatniej woli, wziąłem sprawy w swoje ręce, żeby załatwić to jak najszybciej. Zamówiłem jeszcze zakład pogrzebowy, żeby byli schludni. Jeśli chcesz ich odwiedzić, będą gotowi około 15:00. Nie musisz. Cóż, jeśli znajdziesz dziesięć minut, to może być dobrze. Lepiej byłoby zachować zdjęcie ich szczęśliwych, na przykład jako dzieci. Kupiłem dla nich obojga ten sam model urny. Ksiądz przyjedzie do domu pogrzebowego i wygłosi krótką mowę przed kremacją. Zorganizowałem jego przyjazd do zakładu pogrzebowego. Widzisz, załatwiłem wszystko. Eteokles zostanie pochowany na cmentarzu, który znajduje się około trzydziestu minut drogi krajowej od Teb.” Dla Polinejkesa sprawa jest bardziej skomplikowana z powodu prawa naszego wuja Kreona. Postanowiłem rozsypać jego prochy na polu bitwy, ponieważ król nie chce, żeby został pochowany. To ma sens, prawda? Powiedz mi, co myślisz, nie jestem co do tego zdecydowany”. Ten portret Antygony żyjącej w XXI wieku, dostarczającej szczątki swoich braci grabarzowi, podsumowuje dzisiejsze obrzędy pogrzebowe. Od czasów rewolucji przemysłowej rodzina stała się bezproduktywna. Pogrzeby prawie nie są już częścią rodzinnej tradycji. Współczesny świat uspokaja się, używając zwrotu „make sense ”, jak to tłumaczenie anglosaskiego wyrażenia słyszy się dziś, i jakże pocieszające jest powtarzanie go w myślach, bez żadnego… sensu, bo czym są te mini-sensy znalezione na ziemi niemal przypadkiem, czym są te zmysły , które same się wpraszają, a my nie mamy z nimi nic wspólnego, a nawet prawie nic, jeśli nie pozostałościami minionego znaczenia, zdrowego rozsądku, dobrego rozsądku ukształtowanego przez wieki? W wyniku zniszczenia rodziny zanika przekaz międzypokoleniowy, tracimy sens naszych działań, musimy zatem wymyślać znaczenie, musimy tworzyć znaczenie, musimy stwarzać sobie iluzję, że wciąż… życia, nie abdykując całkowicie. Oszustwo opiera się na ignorancji i również w tym punkcie oszustwo nie istnieje od jednego dnia. Znaczenie, jakie śmierć nadaje rodzinie, to znaczenie dziś niemal całkowicie zapomniane, przywołuje Antygona w dramacie Sofoklesa, gdzie staje na straży wartości, które wyzwalają, bo chronią człowieka przed zwierzęciem. Antygona potwierdza, co człowiek może, a czego nie może; przejmuje siłę, która ma nas chronić przed naszą wolą władzy i uczyć nas czasu odpowiedzialności; czasu powierzonego w naszych czasach specjalistom, którzy zastępują rodzinę, ludzi, którzy ją tworzą, i kruche więzi, które łączy je czas.

Przeczytaj więcej w „Antygonie, buntowniczej i intymnej (2/7. Pogrzeb)”

Antygona, buntownicza i intymna (1/7. Rodzina)

antygona-900x599

Część 1: Rodzina

Już od pierwszej lektury „Antygony” w umyśle czytelnika pojawia się niejednoznaczność. Czy Antygona uosabia akcję, czy reakcję? Co porusza Antygonę? Reakcja nigdy nie istnieje sama w sobie, podczas gdy działanie nie potrzebuje nikogo; legitymizuje się w akcie. Działanie zawsze coś zapoczątkowuje. Wbrew temu, co się często mówi lub uważa, Antygona nie czeka, aż Kreon stanie się Antygoną. Jak Elektra w zemście, Nauzykaa w gościnności, Penelopa w wierności, Antygona uosabia obowiązek. Jest działaniem, ponieważ służy: spełnia się w obowiązku. Spełnia się w niewoli (czyż udajemy, że zapominamy, że niewola oznacza „bycie niewolnikiem”?). Wbrew temu, co się często mówi lub uważa, Antygona nigdy nie jest jednostką. Nigdy nie stoi sama. Jeśli prawo Kreona popycha ją do działania, a może to sprawiać wrażenie reakcji, to tylko na pierwszy rzut oka, poprzez prostą chronologię.

Przeczytaj więcej w „Antygona, buntownicza i intymna (1/7. Rodzina)”