
Odczyt listu z Watykanu opublikowanego przez Imedia po wizycie Françoise Nyssen u papieża Franciszka1 .
Zawsze jest niespodzianką odkryć, jak dziś rano, wywiad z osobą, znaną czy nie, reprezentatywną dla naszych czasów, która przyznaje, że spotkanie z papieżem Franciszkiem było jednym z najważniejszych momentów w jej życiu, ale nie podejmuje żadnych działań w związku z tym. Jakby to spotkanie miało być tylko kolejnym momentem w oceanie wspomnień.
Utrata wiary zakorzeniona u współczesnego człowieka w wygodzie
Widzimy zatem ludzi dotkniętych łaską w ich codziennym życiu, delektujących się spotkaniem, chwilą, czujących, że to spotkanie, ta chwila w żaden sposób do nich nie należy, ale że mogą się nią cieszyć, intuicyjnie przeczuwając, że pochodzi ona z porzucenia spowodowanego przez niebezpieczeństwa życia, doświadczających siły emanującej z tego spotkania, tej chwili, nie podejmując przy tym żadnego działania. Deklarują: „To najpiękniejsza chwila mojego życia!” i nigdy nie zrobią nic, by ją odtworzyć ani nie spróbują zrozumieć, co ją spowodowało! Pozostaje to nieprzeniknioną tajemnicą, ta bezczynność ucieleśnia bierność współczesnego człowieka wobec swojego życia i nikłą wiarę w jego zdolność do jego przemiany. Ta utrata wiary jest teraz zakorzeniona we współczesnym człowieku Zachodu, w ten sposób będzie on walczył o skórkę pomarańczową i całkowicie przegapi to, co istotne. François Nyssen wyznaje pod koniec wywiadu: „Sam nie jestem ochrzczony, ale kiedy odchodziłem, obiecałem Papieżowi, że będę się za niego modlił”. Co to znaczy? Zamieszanie jest całkowite.
Ile kanap ugina się pod ciężarem słów i ciszy, które skupiają się w jedynej nadziei na uduszenie duszy?
Aby alchemia mogła zaistnieć, brakuje dwóch rzeczy. Po pierwsze, edukacji w życiu wewnętrznym. Françoise Nyssen nie jest ochrzczona. Interesuje się religią, ponieważ prosi o audiencję u papieża i publikuje drogiego Sébastiena Lapaque’a… Co więcej, zawsze żyła książkami, więc zna głębię i siłę tego innego życia. Nic jednak w niej nie potwierdza tego uczucia. Postrzega je jako coś zewnętrznego, obcego, jako egzotykę, można by rzec. Atrakcyjną egzotykę, z silną mocą „uwodzenia” (czy nostalgii?), ale niewystarczającą, by wszystko zmienić i się do niej przywiązać. Nie odczuwa w sobie tego braku, choć doskonale dostrzega w nim zainteresowanie. Jest nasycona. Przypomnijmy sobie jeszcze raz zdanie Ernsta Jüngera z „Traktatu buntownika 2 ”: „Za wszelką wygodę trzeba płacić. Stan zwierzęcia domowego prowadzi do stanu zwierzęcia rzeźnika”. » Nie pragniemy już odkrywać samych siebie, bo jesteśmy pełni samych siebie. Wejście psychoanalizy do współczesnego świata i miejsce, jakie zajęła, zastępując sakrament, pokutę i życie wewnętrzne, oznacza wyjałowienie naszej najgłębszej istoty i przesłań, które nasza dusza wypowiada coraz rzadziej. Ile kanap ugina się pod ciężarem słów lub milczenia, które skupiają się w jedynej nadziei na stłumienie duszy? Sama dusza już nie dostrzega ich sensu, bo nie odczuwa już miłości, która, gdy jest wyrażana w dzisiejszych czasach, przemienia się w zainteresowanie lub ciekawość … Jesteśmy widzami naszego życia. Przyglądamy się mu bezsilnie i tchórzliwie. Całe przesłanie Chrystusa nakłania nas do czegoś przeciwnego, do odwrócenia sytuacji, aby być wolnymi. Och! On dobrze wiedział, że nadal będziemy słabi, ale czy wyobrażał sobie, że będziemy słabi z takim wyrzeczeniem, z takim oddaniem?
Czy ludzie nadal pragną Boga?
Brakuje więc poszukiwania, pragnienia, pragnienia, po prostu. A wywiad z François Nyssenem jest tego pozbawiony. Sugeruje gotowanie w samolocie papieża, ale nie ma mowy o życiu wewnętrznym. Nie chce się zmieniać, choć widzi efekty w książkach Lapaque'a, w oczach papieża czy gdzie indziej, przelotnie, gdy dusza się rozwija i lekko odsuwa na bok meble, by zaznaczyć swoją obecność. Nie, nie zmieni się, bo kocha to, kim jest, i nie jest spragniona, nawet jeśli widzi, że ludzie, których ceni, piją z tego, i wreszcie dlatego, że nie wierzy, że to może cokolwiek zmienić w jej życiu! I to jest najpoważniejsze! To grzech przeciwko Duchowi! Po drugie, nikt nie powinien jej z tego pić! Papież Franciszek chce, jak wielokrotnie powtarzał i pokazywał, nikogo nie zmuszać i szanować każdego na drodze wiary. Ani odrobiny zachęty? Słyszałem kiedyś historyka i teologa, który wyjaśniał, że podczas spotkania świętego Franciszka z Asyżu z sułtanem Egiptu, sułtanem Al-Malikiem al-Kamilem, „nie byliśmy pewni, czy święty prosił sułtana o nawrócenie”. Jesteśmy niemal przekonani, że zaryzykował wizytę u niego, aby porozmawiać z nim o krajobrazach Asyżu… Trzeba żyć w XXI wieku, żeby słyszeć takie bzdury! Gorzej, żeby w nie uwierzyć. Wiara również wydaje się światowa i musimy zdać sobie sprawę, że przywarła wszystkimi porami do współczesnego życia i że nic nie zrobiono, aby temu zapobiec, wręcz przeciwnie; tonie w wygodzie i stanie domowego narzędzia, które może się od czasu do czasu przydać… Nigdy nic nie wiadomo… Wygląda na to, że jest w starych garnkach
Męskość dyskomfortu jako jedyne schronienie
Dwa braki braku spotkania: brak wychowania do szukania Boga we wszystkim i brak zaprzestania głoszenia Jego słowa. Piąta tajemnica radosna, związana ze znalezieniem Jezusa w świątyni, i trzecia tajemnica światła, głoszenie Królestwa Bożego. Codzienne odmawianie różańca można porównać do iluminacji średniowiecznego rękopisu; nie sposób wyobrazić sobie życia bez niego po przewróceniu jednej strony. Ciekawie byłoby ofiarować różaniec Françoise Nyssen, pouczyć ją, jak go używać i zaprosić do odmawiania. Jeśli nie prowadzi on z powrotem do Boga, każda mowa jest światowa. „Sam nie jestem ochrzczony, ale odchodząc, obiecałem Papieżowi, że będę się za niego modlił”. To jest właśnie przykład światowej i gnijącej mowy. Modlić się, ale do kogo? Wielcy święci często powtarzali: „Jeśli modlisz się, nie wymieniając imienia Boga, nie mając pewności, że zwracasz się do Boga, modlisz się do diabła”. „Otóż diabeł jest światowy. On jest nawet wynalazcą tego pojęcia. W tym jedwabistym świecie jedynie męskość dyskomfortu skrywa wolność, jest ona dostępna dla każdego, mężczyzny czy kobiety, jest ostatecznym sposobem osiągnięcia i udowodnienia, że jest się godnym miłości Boga.