Szkic autorytetu, czyli definicja postępowości.

Po artykule „ Skąd ta nienawiść do władzy?”, spotkałem się z wieloma reakcjami. Pierwsza polegała na myleniu, a raczej proszono mnie, abym nie mylił władzy z autorytetem. Tutaj widać jedno: wiele osób w mediach społecznościowych nadal zgadza się z tą różnicą. Dla nich wyznacza ona wręcz granicę, którą uznają za nie do przekroczenia, nawet jeśli niewielu z nich odważa się wyjaśnić różnicę między władzą a autorytetem. A ponieważ artykuł był częściowo poświęcony zaznaczeniu tej różnicy, być może nie w zwyczajowy sposób, zszokował i sprowokował pytania. W wielu dyskusjach na X komentarze głosiły, że ten artykuł broni Emmanuela Macrona! Tak właśnie przeglądamy Internet! Ale zrozummy, że dla wielu Francuzów prezydent Republiki uosabia autorytarną formę władzy.

Istniała więc taka intuicja dotycząca posłuszeństwa: „autorytet zawsze inauguruje coś nowego poprzez panowanie nad własnymi namiętnościami”. W tym zdaniu można zastąpić słowo autorytet dogmatem. Oceniam, które z tych dwóch słów jest bardziej przerażające. Odwrócenie wartości i znaczeń słów pozwala postępowcom powiedzieć niemal wszystko i uczynić z tego… dogmat. Postępowiec żywi się jedynie „ideami unoszącymi się w powietrzu”, zgodnie ze wspaniałą formułą Claude’a Tresmontanta. Gdybym miał nieco wyjaśnić tę formułę, powiedziałbym, że postępowiec jest zakorzeniony we własnym myśleniu. Rozwija swoje myślenie, aby je przede wszystkim rozwinąć, postępowiec działa dla samego działania, nie będąc posłusznym żadnej władzy, ucieka od depresji i samotności, które wywołuje w nim myśl zwrócona wyłącznie ku sobie. Odtąd czerpie z najnowszych zachcianek, aby budować nowe. Czyż nie dostrzegamy związku między przebudzeniem a podważającą go od dziesięcioleci we Francji pracą przeciwko temu, co nazywano – wypaczając to – powieścią narodową? Ci, którzy byliby lewicowymi zwolennikami Joanny d'Arc na początku XX wieku, są dziś jej krytykami i twierdzą, że ona nie istniała! To pokazuje, jak postępowość to machina, która sama z siebie wykoleja się, wierząc, że się sama naprawia, a jedynie pogłębia swój szalony pęd. Postępowcy i lewica w ogóle są prawdziwymi reakcjonistami naszych czasów i stają się nimi coraz bardziej, zmuszeni do tego lotu, ponieważ nie są zdolni do ujawnienia swoich błędów i krzywd. Mylą się i oszukują. Reagują jedynie na wydarzenia, nie stosując nigdy najmniejszego empiryzmu, ponieważ zamieszkują przyszłość (mówię przyszłość, a nie przyszłość, ponieważ nie ma przyszłości bez przeszłości, gdy przyszłość reprezentuje cel do osiągnięcia, który zawsze się wymyka).

Autorytet inauguruje coś zupełnie innego. Proponuje poleganie na przeszłości, aby zdefiniować lub przedefiniować to, co możemy sobie wyobrazić. Z pewnością nie jest to absolutyzm, lecz raczej konserwatyzm. Dlatego też tak mało jest prac na temat konserwatyzmu. Wiele pisze się o tym, jak zachować, chronić i promować, ale rzadziej o tym, jak czerpać z tego wizję. Konserwatysta nieustannie oddaje tę przestrzeń postępowcowi, który się nią rozkoszuje, mimo że nie ma z nią nic poważnego wspólnego. Kto przy zdrowych zmysłach zaproponowałby przekształcenie naszej starzejącej się i bankrutującej demokracji, żyjącej na podtrzymaniu przy życiu, w system polityczny służący obronie mniejszości? Nie neguję ochrony słabych; neguję, że powinna ona stać się jedynym motywem działań politycznych. Zwłaszcza że słabość postępowca kryje się pod mdłym ideologicznym płaszczem. W istocie zawiera ona prawo do inwentaryzacji słabych. Są słabi i słabi. Jednak polityka bardzo źle się miesza z sentymentalizmem, a nasza demokracja jest w nim pogrążona. Konserwatysta ignoruje opisywanie swoich działań, konstruowanie wielkich planów i uatrakcyjnianie ich. Ponieważ jest pogardzany przez postępowych moralistów, którzy nieustannie zamykają go w moralnym kocu opartym na sentymentalnych osądach. Zawieszenie tego dyktatu zmusiłoby nas do przyjęcia etykietki autorytarnej, ale tym razem etykietka ta nie byłaby już nadawana przez ludzi, jak w przypadku Emmanuela Macrona – ponieważ ludzie uznają prawowitą władzę – ale przez prasę i postępową inteligencję. Kto by narzekał?

Heliopolis Ernst Jünger marzył o państwie poza polityką, rządzonym przez „Regenta”. W naszym współczesnym świecie nie ma regenta, tylko dwa obozy szpiegujące się nawzajem, nie myśląc, że mogą sobie cokolwiek wnieść. Ten antagonizm jest coraz bardziej widoczny na wszystkich poziomach społeczeństwa. Wskazuje on na utratę wspólnego gustu, narastający brak kultury i atrofię języka, który zostaje zredukowany do najprostszej formy wyrazu – a przynajmniej do swojej najprostszej użyteczności, jak język amerykański. Język amerykański robi z językiem francuskim to samo, co z angielskim, wyczerpuje go – nie potrafi już wyrazić niuansów, których wymaga dialog. Etykietujemy i klasyfikujemy wszystkich według tego, co myślą, w co wierzą lub na co głosują. Dyskusja staje się stratą czasu, a ponieważ uczestnicy nie mają żadnego znaczenia, dialog nie może go zyskać. Działa tu nieuchronność, rodzaj przeznaczenia.

Los uwodzi i oczarowuje ludzi, gdy przestają wierzyć w wolność. Zachód nie wierzy już w wolność, bo nie wierzy już w Boga. Nasza cywilizacja przez wieki zdołała spleść niezwykłe, nierozerwalne więzy z wolnością; ciągnięcie za luźną nić oznacza unicestwienie naszego świata. Dziedzictwo odmawia prawa do inwentaryzacji.

Ofiara wodza

Książka generała korpusu armii Pierre’a Gilleta, wydana przez Sainte-Madeleine

„Któż jak Bóg?” (1), książka generała korpusu Armii Pierre’a Gilleta, wyczerpująco inwentaryzuje cechy przywódcy i przedstawia chrześcijańskie cnoty niezbędne do dowodzenia. To, co mogłoby uchodzić za książkę dla wtajemniczonych, nowy TTA (1), staje się pod delikatnym i męskim piórem Pierre’a Gilleta, byłego dowódcy 2. Pułku Piechoty Zagranicznej, generała dowodzącego Korpusem Szybkiego Reagowania – Francja, poezją bytu, przesiąkniętą duchowością, pasją, wytrwałością i godnością.

Przeczytaj więcej na temat „Ofiary wodza”

Modlitwa w czasach epidemii

(fragment z Rytuału rzymskiego, Titulus IX, Caput X)

Panie, nie traktuj nas według naszych grzechów.

R. I nie karz nas według naszych nieprawości.

V. Pomóż nam, Boże nasz Zbawicielu.

R. I dla chwały imienia Twego, Panie, wybaw nas.

V. Panie, nie pamiętaj naszych dawnych nieprawości.

A. Niech Twoje miłosierdzie powstrzyma nas bezzwłocznie, gdyż zostaliśmy doprowadzeni do ostatecznego nieszczęścia.

V. Módl się za nami, święty Sebastianie.

A. Abyśmy dostąpili obietnic Jezusa Chrystusa.

V. Panie, wysłuchaj mojej modlitwy.

R. A wołanie moje niech dotrze do Ciebie.

V. Pan z wami.

A. I swoim umysłem.

Wysłuchaj nas, Boże, nasz Zbawicielu, i za wstawiennictwem błogosławionej i chwalebnej Bożej Rodzicielki Maryi, zawsze Dziewicy, i błogosławionego Sebastiana, Twojego męczennika, i wszystkich świętych, uwolnij swój lud od grozy Twojego oburzenia i obdarz go darami Twojego miłosierdzia… 

Panie, bądź łaskaw naszym prośbom i ulecz ospałość naszych ciał i dusz, abyśmy uwolnieni od tych nieszczęść, mogli zawsze radować się dzięki Twojemu błogosławieństwu...

Prosimy Cię, Panie, spraw, byśmy otrzymali skutek naszej pokornej modlitwy i łaskawie usunął zarazę i śmiertelność, aby serca ludzi zrozumiały i odczuły, że te plagi wynikają z Twojego oburzenia i ustają dzięki Twojemu miłosierdziu. Przez Chrystusa, Pana naszego. 

Antygona, buntownicza i intymna (7/7. Miłość)

Część 7 i ostatnia: Miłość

Pragnienie Antygony jest rodzinne; nie chce zostawić brata niepogrzebanego; Kreon natomiast pragnie ugruntować swoją pozycję króla i zademonstrować swoją władzę. Antygona faworyzuje więzy rodzinne, które ucieleśniają miłość i ujawniają istnienie. Kreon ustanawia swoją władzę, podpisując akt prawny, który ma na celu ustanowienie jego autorytetu. To samo słowo charakteryzuje ich działanie: pożądanie. Lecz pożądanie nie uznaje pożądania w drugim człowieku; można by sądzić, zwłaszcza jeśli ktoś ma ochotę schlebiać pożądaniu dla niego samego, że pożądanie popiera każde pragnienie, jakie napotka. Między Kreonem a Antygoną liczy się miara pragnień. Twarzą w twarz Antygona i Kreon będą zwiększać miarę swoich pragnień w miarę napotykanych przeciwności. Ale czy źródło pragnienia Antygony jest dziś nadal zrozumiałe? Rzeczywiście, pragnienie Antygony, to pragnienie oparte na sprawiedliwości, sprawiedliwości wyświadczonej szczątkom jej brata i bogom, to pragnienie nabiera pełnego znaczenia, ponieważ jest wspólnotowe, jest częścią miasta i rodziny, zredukowaną wizją miasta, a w wierze Antygona opiera się na bogach, by rzucić wyzwanie Kreonowi. Antygona nie wyraża osobistego pragnienia, broni wiecznego prawa, broni swojego obowiązku jego głoszenia, proklamowania przed każdą potęgą, która uważałaby się za wyższą od niej. Od kiedy to nie słyszeliśmy nikogo, kto by w przestrzeni publicznej wystąpił, by ogłosić swój obowiązek za cenę życia? Co najgorszego? Przyzwyczailiśmy się do tej ciszy, do tej rezygnacji, transcendentalne prawa straciły dla nas znaczenie, więc nic nie przychodzi nam do głowy, by je przeoczyć i tym samym skorygować prawa, które uchwalamy i otaczamy niczym śmieci w strumieniu wody. Wspólnoty, które wzmacniały jednostkę w przestrzeni, która ją chroniła i pozwalała jej się rozwijać, zostały rozbite. Jednostka przypomina teraz szalonego elektrona, który może się jedynie odrodzić dzięki podmuchom wiatru, które nieustannie go wyczerpują i dezorientują, wymazując nawet pragnienie sensu życia. Życie społeczne opiera się na prawie i tylko na prawie, ale w miejscu pozbawionym geografii, złożonym z ludzi oderwanych od rzeczywistości, wszystkie prawa są równe i miażdżone w odrażającym chaosie. Kreon ma władzę. Antygona jest córką Edypa. W czasach, gdy liczy się tylko posiadanie, posiadanie, zdobywanie, Antygona niewiele znaczy – skoro trzeba ją oceniać. Metodyczne niszczenie wszelkiej metafizyki jest niczym zbrodnia przeciwko ludzkości. Być może największa, jaką świat kiedykolwiek znał. Skoro jednym kliknięciem mogę zdobyć wszystko, wystarczy, że poznam swoje pragnienie, by je zaspokoić. Rozumiemy również, że to indywidualne pragnienie, którego nic nie chroni przed jego apetytem, nie zna żadnych ograniczeń, zwłaszcza tych narzuconych przez innych; wtedy do głosu dochodzi zazdrość, wypaczone, poniżające pragnienie.

Przeczytaj więcej w „Antygona, buntownicza i intymna (7/7. Miłość)”

Rozszczep według Kreona

Kreon dzieli swoich rozmówców na dwa klany: tych, którzy są z nim, i tych, którzy są przeciwko niemu. Nie negocjuje już i nie grozi tym, którzy mu się sprzeciwiają. Panuje nad nim siła, podczas gdy siła powinna służyć jedynie ochronie, a tak jest zawsze w przypadku tych, którzy oddają się woli mocy ciałem i duszą. Używanie siły jako siły oznacza przekonanie, że strach jest siłą napędową władzy i ustanawia autorytet, gdy ten ostatni jest bardziej podobny do pieszczoty rodzica na policzku dziecka po głupim czynie. Jeśli władza panuje w praktyce, musi być zawsze zabarwiona autorytetem, gdzie będzie uważała się za samowystarczalną. Kreon nie wie już, skąd przemawia, a przynajmniej przemawia z wyimaginowanego miejsca, do którego właśnie przybył, które nie istniało przed jego przybyciem i które zostało przez niego stworzone dla niego. Jakby Kreon, będąc królem, nie był już zbudowany z tych samych elementów ciała, kości i genetyki, co w dniu poprzedzającym jego koronację. Kreon kurczowo trzyma się i przypisuje sobie tożsamość króla, który zapomina, skąd pochodzi i co zawdzięcza swojej przeszłości, zatartej przez jego dojście do władzy. Jeśli tożsamość okazuje się poszukiwaniem, a po części konstrukcją zbudowaną z własnych upodobań i wyborów, to cały fundament tożsamości istnieje, a nawet istniał wcześniej, w nas, przed nami. Zbyt wiele tożsamości jest dziś tworzonych, krystalizujących się na tym fundamencie lub tylko na poszukiwaniach, gdy równowaga góruje nad tożsamością.

Co to znaczy być nad ziemią?

Najbardziej pouczający przykład natury ludzkiej znajdujemy w Nowym Testamencie, gdy Piotr i Jezus Chrystus rozmawiają ze sobą, a Piotr nalega, aby jego pan uważał jego oddanie za całkowicie szczere. Dlatego Jezus mówi mu, że zanim kogut zapieje, trzy razy się go zaprzesz. Pierwszym miejscem, z którego każdy człowiek przemawia, jest jego słabość. Branie pod uwagę ograniczeń każdej osoby, nie zawsze po to, by je zaakceptować, ale także po to, by je pokonać, wymaga od nas rozumowania na podstawie tego, kim jesteśmy, a nie na podstawie tego, kim uważamy się być. Każdy człowiek, który nie zna swoich słabości, który o nich zapomina, który nie bierze ich pod uwagę, jest oderwany od rzeczywistości, jak przywykliśmy mówić w dzisiejszych czasach. Oderwanie od rzeczywistości oznacza, że karmimy się pastwiskiem, które nie jest nasze, że zaprzeczamy własnemu pastwisku, by znaleźć jakiekolwiek inne pastwisko niż nasze własne, lepsze, bo inne. Off-ground oznacza również, że otrzymane komunikaty można uzyskać w dowolnym miejscu na świecie bez stwarzania problemów, ponieważ są one pozbawione źródła, tłumaczalne na dowolny język i eksportowalne niczym „framework” w informatyce. Celem jest osiągnięcie takiego poziomu abstrakcji i wykorzenienia, że pytanie straci jakiekolwiek znaczenie.

Spektakl „Ale czasy zawsze wracają…” – 2. Pułk Piechoty Zagranicznej (1991)

Pokaż „Ale czasy zawsze wracają…” — 2nd Foreign Infantry Regiment (1991) autorstwa Emmanuel Di Rossetti na Vimeo .

31 sierpnia 1991 roku 2. Pułk Piechoty Zagranicznej świętował 150. rocznicę swojego istnienia, bitwy pod El Moungar i powrotu z operacji Daguet, pierwszej wojny w Zatoce Perskiej, podczas niezwykłego kina. W wydarzeniu tym wzięło udział 30 000 widzów z Nîmes, które rozpoczęło się w ciągu dnia występem legionistów ubranych w autentyczne stroje, umiejscowione w warunkach i scenerii różnych epok, a trwało do późnych godzin nocnych spektaklem w wykonaniu François Gamarda, Jérôme'a le Paulmiera i Richarda Bohringera 1 przed stadionem Costières (180 metrów sceny!).

Przeczytaj więcej o „Spektaklu „Ale czasy zawsze wracają…” – 2. Pułk Piechoty Zagranicznej (1991)”

Antygona, buntownicza i intymna (6/7. Powołanie)

 

Cóż za zamieszanie wokół tożsamości! Słowo to nie pojawia się ani w greckim eposie, ani w tragedii. Tożsamość w czasach Antygony opierała się na pochodzeniu i przynależności do miasta. Tożsamość była przesiąknięta korzeniami. Rodzina i miasto gromadziły pod wirtualnym sztandarem wszystko, co druga osoba musiała wiedzieć o sobie przy pierwszym spotkaniu. W starożytności nikt nie ogłaszał swojej tożsamości ani jej nie ogłaszał, i nikt o niej nie decydował. Nie chodziło o włożenie kostiumu. Ludzie byli zależni od swojej tożsamości. Tożsamość była niczym ciężar; trzeba było być jej godnym. Ustanowiła byt i stawanie się. Era nowożytna uczyniła z niej problem, ponieważ przekształciła tożsamość w coś, co można nabyć lub odrzucić. W swojej współczesnej fantazji o wierze, że można wybierać wszystko i zawsze, era nowożytna zastąpiła bycie posiadaniem za pomocą nieubłaganej metody. Jednak ta logika, ta ideologia ma swoje granice: pewnych rzeczy nie można nabyć, między innymi: inności. Życie własną tożsamością, bycie tym, kim się jest, zamieszkiwanie swojego imienia , dopuszczanie intymności, a zatem wiedzy i pogłębiania własnego bytu – to są warunki sine qua non spotkania z drugim człowiekiem. Pierwsza różnica między Kreonem a Antygoną tkwi właśnie w tym miejscu, w gruncie, na którym zbudowana jest walka. Antygona zachowuje w sobie zakorzeniony dar starożytnych, bogów, to zakorzenienie, które definiuje autorytet, na którym opiera się, by przeciwstawić się temu mężczyźnie, swojemu krewnemu, królowi, który opowiada się za wolą władzy i czuje się przez nią zaślepiony do tego stopnia, że słyszy jedynie swój własny głos, jego echo. Czytaj więcej o „Antygonie, buntowniczej i intymnej (6/7. Powołanie)”

W świetle wartości

Autorytet utracił swoją szlachetność wraz z pokorą. Stał się synonimem nieubłaganego porządku, bezmyślnej siły i tyranii. Cóż za odwrócenie wartości! Tymczasem, według Antygony, autorytet zapobiegał tyranii! Epoka nowożytna ma takie wrażenie autorytetu, ponieważ został podeptany przez ludzi, którzy go używali; podczas gdy w rzeczywistości autorytetowi służy się. Ale czy autorytet został naruszony przez te katastrofalne doświadczenia? Wartość nie może zostać naruszona przez człowieka. Wierność wykracza poza Świętego Piotra, choć on nie jest do tego zdolny. Wierność wykracza poza zdradę, ponieważ ją obejmuje. Wierność utwierdza się w zdradzie. Zdrada nie niesie ze sobą żadnego znaczenia poza własnym zaspokojeniem. Każda wartość mówi również o niezdecydowaniu i niepewności w człowieku. Każda wartość jest strażnikiem i schronieniem. Nie ma potrzeby wyboru; wartość dostosowuje się do naszej słabości, ponieważ poprzedza nasze niepewności. Współczesny świat myli autorytet i władzę, sprawiając, że noszą te same rany i ten sam ból. Bóg musiał zostać usunięty ze wszystkiego. Ani starożytni, ani współcześni by tego nie zrozumieli, ale to nie miało znaczenia; teraz nie liczyli się już nic. Gdyby Bóg nigdy nie odszedł, trzeba by go było zabić. XX wiek chciał być czasem śmierci Boga. Zabiłby jedynie śmierć jego idei. Przede wszystkim zaś stworzyłby nową antropologię opartą na samobójstwie.

Posłowie (autorstwa Georges’a Mathieu)

Jeśli „nieszczęścia Francji są przykładne”, to zajmie nam trzydzieści lat, zanim otrząsniemy się z ostatniego: pobłażliwości prawicy połączonej z sekciarskim charakterem lewicy. Od prawie pół wieku cierpimy z powodu terroryzmu inteligencji, sukcesywnie skorumpowanej przez marksizm, leninizm, maoizm, socjalizm, socjaldemokrację, nie wspominając o wadliwym kapitalizmie, do którego dołączył terroryzm artystyczny, który umieścił wywrotowość, prowokację i szyderstwo w centrum swojego credo, próbując zniszczyć wartości oparte na pięknie. Dopóki nie nastąpi całkowite odwrócenie celów naszych działań, dopóki nasi przywódcy będą uparcie uważać ekspansję gospodarczą za cel nadrzędny, zamiast przyznać priorytet estetycznemu wymiarowi naszego życia, nie będzie prawdziwej cywilizacji.

Posłowie:

Ten wpis mojego drogiego przyjaciela Georges’a Mathieu (1921-2012) do jego książki Le massacre de la sensibles, opublikowanej przez Odilon Média w 1996 roku, nieustannie się pojawia...